Szukaj na tym blogu

piątek, 30 października 2020

Podstawowa różnica między wampirami a zombie- czyli autor szuka bohatera

   Opowieści z gatunku fantasy-horror mają (powiedzmy sobie szczerze) dość oklepanych bohaterów: bywają nimi wampiry, zombie lub różne gatunki mniej lub bardziej strasznych upiorów. Każdy z nich sprawdza się w innego rodzaju historii.
 Chciałbym zacząć do najbliższych mi postaci czyli wampirów. Najczęściej bywają one:

  • dekadentami

Fascynacja wampiryzmem nie bez powodu kojarzy się ze schyłkiem epok- końcem wieków XVIII i XIX, gdy ściśnięty konwenansami, w sztywnym gorsecie obowiązującej powściągliwości (także seksualnej), świat na dobre pożegnał idee postrzegania rzeczywistości przez "szkiełko i oko". Wtedy w bólach rewolucji przemysłowej narodziły się miasta z ciemnymi i mrocznymi zaułkami, wprost stworzonymi, by mogło w nich zamieszkać jakieś zło.
  • arystokratami

Wampiry są tajemnicze i wyrafinowane, toteż naturalnie zajmują wysokie pozycje społeczne. Znajdziemy ich bez liku wśród zdegenerowanych książąt, zblazowanych hrabiów, znudzonych życiem markizów, ale ani jednego w środowisku farmerów czy robotników. Dlaczego?

(Chyba jedynym, który pracował zawodowo, był patriarcha klanu Cullenów). 


Wiem, że ciężko byłoby zajmować się gospodarstwem rolnym, posiadając poważną nietolerancję na słońce, jednak to nie jest argument.

 Argumentem przesądzającym natomiast jest to, że w konwencję wampira wpisany jest Debussy, wytworny strój, blada skóra, książka w dłoni lub miecz (prawie nigdy broń palna), pewien rodzaj ogłady towarzyskiej i rozbuchana seksualność.

  • namiętnymi kochankami


Niemal w każdym utworze im poświęconym 1000 letnie potwory ulegają wdziękom ślicznych panienek koło 18. I te panienki robią z nimi, co chcą. 


Czy ktokolwiek z nas oglądałby filmy lub czytał powieści o strasznych krwiopijcach pozbawione wątku miłosnego? Bez porywów serca, długich spojrzeń w oczy i ostatecznej przemiany złego w "uległą bestię", która pod wpływem przemożnego uczucia, ze wstydem chowa kły.

Zombie tego nie robią.

Nigdy.

 

poniedziałek, 19 października 2020

Żródło 3

 

Klasyki. Jakoś tak się przyjęło, że w mojej rodzinie czytanie jest chorobą przewlekłą i bardzo zakaźną, podobnie jak oglądanie filmów. I tak do mojej wyobraźni przeniknęły:

Drakula B. Stokera oraz film F.F Coppoli na jego podstawie; (https://www.filmweb.pl/film/Dracula-1992-1013) z absolutnie niezapomnianą muzyką W. Kilara. 


Film -The Lost Boys z 1987 ( z rewelacyjną rolą Kiefer`a Sutherland`a);  https://www.filmweb.pl/film/Straceni+chłopcy-1987-11918

I Nosferatu Murnaua https://www.filmweb.pl/film/Nosferatu+-+symfonia+grozy-1922-30700

oraz Herzoga: https://www.filmweb.pl/film/Nosferatu+wampir-1979-8199


dodajmy do tego  30 dni mroku lub, jak chcą niektórzy, 30 dni nocy; 

https://www.filmweb.pl/film/30+dni+mroku-2007-206479


A w wersji literackiej - Regis z cyklu A. Sapkowskiego i oczywiście Le Fanu, Dumas oraz mrowie innych. 

 

sobota, 3 października 2020

Źródło 2.

 Kolejny serial, którego znaczenia i roli ( niedocenionej zresztą ) w kulturze nie sposób pominąć. W burzliwych latach licealnych spotkałem się bowiem z Buffy. I ta przyjaźń przetrwała po dziś dzień. 


Serial J. Whedon`a stał się kultowy nie bez powodu -chwytliwy pomysł, by konstrukcję opowieści oprzeć na kontraście i zabawie ze stereotypami, stworzył nową bohaterkę. Świadomą siebie, niezależną, odważną, mającą własny świat Pogromczynię, która wyglądała na słodkie dziewczę. I tylko słodkie. Tymczasem jej cięte poczucie humoru, inteligencja oraz umiejętność radzenia sobie w różnych sytuacjach sprawiały, że widz zaczynał nabierać do niej szacunku. Podziwiać, za to kim się stawała. Z odcinka na odcinek imponowała mi coraz bardziej. Epickie zakończenie serii odebrałem wręcz osobiście i od tej pory uważam, że wyzwolone kobiety XXI wieku to dziedziczki Buffy. Prawie we wszystkich odcinkach pojawiały się tam wampiry i nie wszystkie okazały się  postaciami negatywnymi. Niektóre nawet były- jeśli można tak powiedzieć- niezwykle pociągające...


/plotka głosi, że Buffy wróci, w nowszej wersji, w nowej obsadzie. Jednak na ten moment nie słyszałem, żeby rozpoczęto zdjęcia. Pytaniem zasadniczym jest- czy to ma sens? czy czasem - jak to zazwyczaj bywa - lepsze nie jest wrogiem dobrego?/ 

Obecnie wszystkie sezony są dostępne na platformie Amazon Prime Video (dla posiadaczy telefonów Play jeszcze za darmo)  

wtorek, 15 września 2020

Źródła

 

Pewnego dnia zapytano mnie:  dlaczego akurat wampiry?

Wtedy odpowiedziałem: nie wiem.

A teraz przyszła spóźniona refleksja – do licha, przecież dobrze wiem, co skłoniło mnie do napisania trylogii Lake Falls.  I nie była to bynajmniej lektura Zmierzchu (którego nota bene nie przeczytałem), ale czasy znacznie, znacznie wcześniejsze…  

                                                                    Źródło 1

Pierwszy serial, który zrobił na mnie ogromne wrażenie, to było oczywiście Archiwum X.  Kilka odcinków zafundowało mi niezłą jazdę w nocy. Rodzice nie pozwalali mi go oglądać, więc udawałem, że idę spać, aby – gdy ich pochłaniały przygody Muldera i Scully – po cichu włączyć sobie mały telewizorek, założyć słuchawki i koniecznie pamiętać, by podczas napisów końcowych, wszystko grzecznie wyłączyć. Dopiero po kilku miesiącach rodzina zorientowała się, że coś za dobrze znam tematykę Archiwum i zrobiła się z tego niezła afera. Jednak już wtedy było na wszystko za późno. Moją wyobraźnią zawładnęły istoty nie z tego świata i rządzą nią po dziś dzień.



niedziela, 5 lipca 2020

L'Art de cuisiner


   Generally speaking, we discover restaurants either by accident - caused by impulse, curiosity, hunger or prompt of intuition, or at the instigation of friends or tempted by enthusiastic reviews from e.g. the Internet. But often we are just looking for something new, we want to "refresh the taste", face the kitchen in a slightly different format that is sometimes closer to art (although this word has slightly lost its significance in modern world ) than eating.

    If your choice is directed towards L'Art de cuisiner, I recommend Messina in Marbella. Located on the main road just opposite the old town, it seems a bit out of place, as if it’s taken out of context. The large, glazed walls do not provide guests with any privacy, but it does not matter. From the moment when the first course enters the table, until we drink the last sip of wine, the world behind the glass panels loses its meaning.

   There is very small choice of dishes – but in reality only thing that matter is a tasting menu, developed and looked after by the chef. Which means that unfortunately you have to book a table in advance.

   So what's interesting in the menu?

   The dishes are inspired by the Orient, South America and, of course, local Mediterranean cuisine. Even the tableware is dedicated to this restaurant and its main idea - We mix !!

   There are no limits, no taboos! Let's experiment! This is the definition of creative cuisine - or, as some people tend to argue - fusion

    Everything is served in an exquisite way, sometimes a bit too ambitious in both the arrangement and the taste, but one cannot deny restaurant one thing - the rush to break the restrictions. By far the most interesting are fish. There’s no surprises here. It’s Spain after all.

   And by the way - I am extremely curious in which direction the chef's talent will develop ...

   Finally, important information - the restaurant boasts a Michelin star, so it's not cheap, but ... if you're looking for something new and original, it's worth it. And a word of caution - write down the name of the oil they use for dishes, it is an absolute elite and it’s local.

   What is the conclusion of my visit to Messina? The one and unquestionable truth about cuisine – it begins with high quality ingredients and nothing will change it!


niedziela, 21 czerwca 2020

Yum Yums adventure


Let me tell you about my adventure with Yum Yums. I passed by it many times and not a single time, did they have empty table. I wondered why I now I finally understood. If you want to meet someone
for breakfast, brunch or lunch this is the place to go.


First, coffee! It’s very good in all forms and shapes, secondly the menu is tailored for everyone. Those who like sweet meals will find tasty scones in a warm version with jam and butter or honey, those who prefer something more specific, will find a large selection of salads, dishes and snacks. They all share two things- they’re fresh and delicious.


When finally one day I was able to get a table, I found out that Yum Yums is worth visiting (and by the way - what does the name means?). Absolutely recommend, Naas deserved place like this.

piątek, 1 maja 2020

Na Nikiszowcu


   Skoro nie można rzeczywiście czyli fizycznie wejść, usiąść i zamówić posiłku w żadnej restauracji, bo wszystko zamarło, pora nadeszła na wspomnienia. 
    Zacznę może od mojego odkrycia sprzed wielu lat. Odkrycia, którym nie dzieliłem się zbyt szczodrze, bo bałem się, że miejsce stanie się tak popularne, że straci klimat.
Na szczęście tak się nie stało. 



Ale zacznijmy od początku, bo przecież każda historia o jedzeniu ma swój początek.              

Słowo o samym Nikiszu


   Jest rok 1908, w pobliżu szybu kopalni Nickisch Emil i Georg Zillmanowie obserwują, jak ożywa zaprojektowana przez nich wizja - osiedle familoków dla górniczych rodzin zatrudnionych w koncernie Giesches Erben. W roku 1919 czyli 11 lat później osiedle jest gotowe. 

   Powstało w nim 1000 mieszkań, park, budynki użyteczności np. łaźnia, dom noclegowy, duży kościół i szkoła z mieszkaniami dla nauczycieli. 
   Typowy dom składał się ze 165 mieszkań, każde z nich miało około 63 m² - co przy 2 pokojach z kuchnią stanowiło pokaźną przestrzeń ( prawdopodobnie bez łazienek). Wszystkie budynki ustawione zostały  w ten sposób, że tworzą prostokątny pierścień z dużym podwórkiem w środku - a wszystko to z czerwonej, surowej cegły.  
   Jednak budynki nie stanowią swojej kopii, różnią się detalami i fajną zabawą jest ich odkrywanie. 



     Barwna historia Nikiszowca w znacznej mierze przyczyniła się do tego, że osiedle szybko znalazło się na liście zabytków oraz pomników historii.
    Ale wbrew obawom nie jest to miejsce zamarłe w czasie, muzealne, Nikisz pojawia się jako równoprawny bohater w filmach, jest opisywany przez pisarzy i malowany przez artystów, których stale przybywa, ponieważ posiadanie tu adresu stało się w pewnych kręgach niemal obowiązkowe. 
    I w ten sposób z osiedla górniczego zaczęła się tworzyć dziwna dzielnica- bo taką Nikisz jest na pewno. 
    Zakochałem się w tym miejscu podczas studiów oraz wielu godzin spędzonych na szkicowaniu, śledzeniu pomysłów i rozwiązań architektonicznych braci Zillmanów. 
   Razem z ową miłością przyszedł głód oraz - co oczywiste - imperatyw nakazujący natychmiastowe napicie się kawy.


Na końcu, w podcieniach - tam jest. Nie  wystąpiłem o zgodę na fotografowanie samej restauracji ani jej wnętrz , dlatego wskazuję -tam właśnie jest kraina słodyczy.

W końcu przy stoliku

       Tak trafiłem do Byfyja czyli inaczej kredensu. Otwarty gdzieś w okolicach 2012 roku niemal natychmiast zyskał wielbicieli. 
Zapytacie dlaczego? 
Nie pytajcie - wpadnijcie na tort z masła orzechowego, albo roladę, albo pączki, a już na pewno na kawę...  
Chyba nie jadłem tam niczego, o czym nie dałoby się powiedzieć w samych superlatywach. 
Zarówno ze względu na miejsce, jak i klimat daję Byfyjowi najwyższą możliwą ocenę, jedyną wadą była i jest zbyt mała liczba stolików. 
Czasem trzeba się trochę naczekać, by wejść do raju.




Ostatni raz w Byfyju byłem 3 lata temu - mam tylko nadzieję, że się nic tam nie zepsuło, bo wspomnienia stamtąd wyniosłem przepyszne.

wtorek, 21 kwietnia 2020

A ja- jak zwykle - na przekór


Koronawirus szaleje, świat wstrzymał oddech i zatrzymał się w miejscu.  Czytam teraz w gazetach o tym, jak kolejne kurorty kuszą turystów. 
Włochy otwierają plaże, Chorwaci walczą o Czechów (od zawsze ulubione miejsce pobytu naszych sąsiadów), za chwilę uaktywnią się: Hiszpania i Grecja. Nagle wyciągają się ręce i słychać: Wróćcie do nas na wakacje.


Turyści.
Do niedawna najgorsze zło tego świata. niszczyciele planety, którzy zostawiają za sobą ruiny, ślady węglowe i śmietnik. Nagle to wszystko staje się jakoś mało ważne, bo w chwili, gdy światu grozi największy kryzys gospodarczy od dziesiątek lat, okazuje się, że ta przeklinana turystyka jednak jest źródłem dochodów. 


A ja kurcze, pamiętam:
Barcelona - Witajcie uchodźcy, turyści wracajcie do domów!
Wenecja - Wenecja was nie potrzebuje, jesteście jak zaraza, która niszczy miasto!
Florencja - Turyści zadeptują nasze miasto!
Dubrownik - tu szkoda w ogóle cokolwiek mówić, bo z tak paskudnym traktowaniem i pogardą wobec turystów, chyba jednak nigdzie się nie spotkałem...



Wszędzie napisy na murach, artykuły w prasie, apele burmistrzów i merów o to, by wprowadzić limity turystów. 
I teraz nadszedł ten moment.
Nie ma turystów. 
Do weneckich kanałów wróciły delfiny... 
       



czwartek, 2 kwietnia 2020

Nowa rzecz, a cieszy!

W kwietniu ukazał się w miesięczniku Poznaj świat mój tekst o Semana Santa - Opowieść o cierpieniu.
     Przygodę z Wielkim Tygodniem w Hiszpanii zacząłem niejako przypadkowo i z zaskoczenia. Nie ukrywam, że całkowitą winę za to, co się stało ponosi moja matka. Chyba z  dziesięć lat temu wyjechała razem ze swoją przyjaciółką do Hiszpanii na tygodniową przerwę świąteczną.
Wszyscy wiemy, że obchody Wielkanocy są piękne na całym świecie, a na Półwyspie Iberyjskim, słynącym z tearalizowania różnych świąt, muszą być szczególne i wyjątkowe. Pojechały więc obie do Malagi i, kiedy wróciły, nie dało się z nimi o niczym innym rozmawiać. W domu brzmiało "Semana Santa" od rana do wieczora. W końcu matula postanowiła mnie zaciągnąć za uszy do kraju Iberów, żeby pokazać o co chodzi. I tak trafiłem do Barcelony.
 No niby, że zrozumiałem atmosferę i klimat - przynajmniej taką wersję utrzymywałem, żeby jej nie robić przykrości. Łażą ludzie z ołtarzami i wielkie mi coś. Aż nadeszła pewna noc:


    Trafiliśmy do kościoła w Barcelonie po zmroku, w Wielką Sobotę, w czas szczególny. W środku wszystkie światła zostały zgaszone. 
    Kościół był cichy i martwy. Na schodach zaczynała się Liturgia Światła. 
    Do rozpalonego paleniska wierni przystawiali świece i nagle zaroiło się od setek małych płomyków. Brama kościoła otwarła się i rzeka ognia wlała do środka.    
   Jeszcze głęboki mrok rozpraszał tylko blask świec, gdy ktoś zaśpiewał i na ten znak powoli- jedna po drugiej - włączały się lampy, odkrywając przed nami surowe wnętrze Santa Maria del Mar.
                   To są właśnie momenty, których się nie zapomina.  



              A później stało się tak, że zrozumiałem, na co patrzę. Dotarło do mnie, przegryzło się przez zwoje  mózgowe i zostałem "fanem" (jeśli tak można powiedzieć) Semana Santa. 
            Do tej pory nie wiem, czym jest to święto, dlaczego idą w pochodach katolicy, ateiści, mężczyźni w dredach, kobiety w tradycyjnych strojach tragarzy. Piją sangrię, palą papierosy, śmieją się, by za chwilę popaść w stan ekstazy. 
                                                        Nie rozumiem tego. 
            Widziałem, jak wyglądają  obchody w Andaluzji, spektakularny popis tysięcy bębniarzy w Saragossie, widziałem Semana w wielkich miastach i na wsiach. I nadal nic z tego nie rozumiem.

  
                          
Lewicująca Hiszpania, buntownicza Hiszpania, kraj, w którym dozwolona jest aborcja na życzenie i z tego, co wiem także eutanazja. Kraj, w którym kościoły świecą pustkami, a z licznych murali uśmiecha się El Comandante -Che Guevara. Kraj, który nigdy nie ukrywał swoich komunistycznych sympatii, gdzie zakładano firmy jako demokratyczne spółdzielnie. Ów kraj nagle
w Wielkim Tygodniu przeistacza się. Zmienia swoje oblicze 
i nakłada capirotę.


Nigdy nie zrozumiesz Hiszpanii, jeśli nie widziałeś Semana Santa. I wbrew pozorom nie jest to impreza komercyjna. Obecność turystów niczego nie zmienia. Wielkanoc to oprócz aspektów religijnych, także wielkie święto wspólnoty. Hołd oddany tradycji 
i wspaniałej przeszłości, rozumianej również jako jednostkowe dziedzictwo  - scheda po przodkach.

   
 I  jeśli myślisz (po latach jeżdżenia do Hiszpanii w Wielkanoc), że zrozumiałeś, dotarłeś do sensu, nagle widzisz krew na ulicach...

  

czwartek, 26 marca 2020

Oby na chwilę

   Na chwilę zawieszam pisanie wspomnień o Hiszpanii, albowiem mam słaby charakter i uległem. Moi przyjaciele, kwarantannowi współwięźniowie, dopraszają się, żebym uchylił nieco kulis warsztatu i opublikował to, nad czym obecnie pracuję.
   Nie powiem, trudne to dzieło, albowiem od ponad roku mierzę się z formą opowiadania i tu właśnie wychodzi moja główna słabość - nie umiem kończyć historii. Zżywam się ze swoimi bohaterami, lubię snuć  opowieści o nich i ciężko mi powiedzieć -stop, toteż pomysły często zamieniają się w dłuższe opowiadania - nowele - i dalej, aż zatrzymuję się przy opasłym tomie. Dlatego teraz przyjąłem wyzwanie i będę wrzucał to, nad czym aktualnie pracuję w wersji surowej, bez korekty (nawet tej wstępnej). Jednym słowem- to, co na desce, daję na desce.
   Chciałbym wydać antologię składającą się z kilku opowiadań, bo czuję, że niektóre z pomysłów fabularnych nie sprawdzą się w większym formacie. A niektóre być może tak. Problemem jest to, że aby wydać taką antologię, najpierw trzeba napisać do niej opowiadania ( patrz akapit wyżej) 
     Oprócz tego, że zdradzę treść, pokażę (mam nadzieję), iż plotki o tym, jakoby tekst wychodził z naszych głów lekko i bez problemów, są mocno przesadzone. Zobaczycie, jak trudno pilnować formy, gdy w głowie pojawia się kolejna myśl. Praca pisarza to  -10 godzin pisania, 50 poprawiania i z tego wychodzi może strona w miarę poprawnego tekstu.  Oprócz natchnienia jest codzienna dyscyplina i trud przedzierania się przez meandry znaczeniowe i gramatyczne. Obrabianie słów niczym ostrza w kuźni, aby stały się narzędziem myśli, to naprawdę ciężka praca. Bo jak powiedział J. Słowacki- o nic innego nie chodzi, tylko „ aby język giętki, powiedział wszystko, co pomyśli głowa…”, a trudnością staje się także unikniecie banału i uproszczeń.  
Spójrzmy na takie ćwiczenie - kobieta wącha kwiaty, które dostała od swojego faceta. Na ile sposobów uda się takie coś napisać?
  1. Wzięła bukiet i zanurzyła w nim swoją twarz - styl a la lata 20/ lata 30
2. Przyjęła kwiaty i powąchała je - wspomnienia laborantki
3. Ujęła bukiet i niuchnęła mocno - na ten moment moje ulubione
4. Powąchawszy bukiet, który wzięła od niego - zgroza
5. Dał jej bukiet, a ona go powąchała - a gdzie tu poezja ?
i można tak długo.  A teraz zamknijmy oczy i wyobraźmy sobie taką scenę: Jest ciepły, czerwcowy wieczór. Ptaki umilkły, park wydaje się wyludniony. Stoi -ona w kolorowej sukience w kwiaty i on - w jasnej marynarce. patrzą na siebie w milczeniu i nagle chłopak wyjmuje zza pleców bukiet i jej podaje.
Co zrobiła dziewczyna? 

niedziela, 15 marca 2020

I dalej, oczywiście- Hiszpania

Kolejny raz do Hiszpanii? A dlaczego by nie?

katedra w Granadzie
Za Hiszpanią przemawia kilka argumentów, które pozostają chyba bezsporne:

    po pierwsze: to cudowny kraj - a im dalej od wiecznie zatłoczonych plaż tym lepiej. Przepiękne, białe miasta Andaluzji, klimatyczna Kastylia, nieco dzika północ, półpustynne pogranicze, góry i rezerwaty przyrody, gdzie można spotkać flamingi i wilki. Dodajmy do tego zachwycające zabytki i przebogatą historię- czegóż można więcej oczekiwać?  

czarny pies ;)), który bardzo chce się wykąpać, a w tle Sierra Nevada
     po drugie: Mieszkają tam wspaniali ludzie, dumni ze swojej ojczyzny oraz niezwykle sympatyczni. I głośni- choć Katalończycy szczycą się swoją powściągliwością (oczywiście nie dotyczy to ich relacji z ukochanym klubem piłkarskim). Pozory jednak mogą mylić, rozemocjonowana, wesoła i beztroska Hiszpania ma swoją mroczna stronę. To duende  - jak nazywał go Lorca, duch związany z fatum, kultem krwi i śmiercią. Jego cień przenika dzieła Goi, widać go w obrazach Picassa, muzyce Manuela de Falla, powieściach Zafona, ukrywa się nawet w arcydziełach Gaudiego i "żarcikach" Salwadora Dali. Nic nie jest wieczne- mówią Hiszpanie- nawet wieczność. Cień smutku przenika wszystko, nadaje smak winu i pobudza krew w żyłach. Więc póki żyjemy, niech trwa fiesta!   
Oto twórca katedry w Granadzie, jakże typowy przedstawiciel niebywale przystojnych Iberów z dumnym obliczem i dłonią zastygłą w geście rodem z flamenco. Dajcie gitarrrrę i będzie się działo....
   po trzecie -jedzenie!! I wino!! I smaki! Oraz zapachy!. Targowiska pełne oliwek,tapas w tysiącach odmian, kafejki, bary, restauracje - oto życie!

Legioniści podczas Semana Santa 
    po czwarte: Imprezy i inne tradycyjne uroczystości. Tak, czułem ciarki, gdy koło nas ( siedzieliśmy w kawiarni obok katedry w Tarragonie) ustawiła się ludzka wieża, a na oko ośmioletni chłopiec wspinał się po barkach, nogach i ramionach innych ludzi na wysokość co najmniej trzeciego piętra. 



Tak, czułem ciarki po plecach, gdy widziałem noszone na barkach El Trono i zakapturzonych Los Nazarenos....- o tym szerzej napisałem w artykule, który ukarze się w kwietniowym "Poznaj świat"😄 



        po piąte - bo Hiszpania, to Hiszpania i basta.

taki był kwiecień 2019 - a w tym roku...;(


sobota, 15 lutego 2020

Taka legenda....

Od dawna mówi się (przynajmniej niektórzy słyszeli) o smokach siedmiu żywiołów.  Niewielu jednak wie, kim lub czym są ci posłańcy niebios, kiedy się pojawiają i w jakich okolicznościach.
Hiszpania nieoczywista- symbol wojny i miłosierdzia na jednym murze - i się nie gryzie
   Ponoć każdego człowieka na Ziemi odwiedził któryś ze smoków, lecz to spotkanie było tak magiczne, szybkie niczym mrugnięcie powieki, ulotne i niespodziewane, że większość zapomniała lub nie zauważyła tej wizyty.
  Inni mówią, że smoki w sposób naturalny zaginają czas i stąd to, co dla człowieka trwa ułamek ułamka sekundy dla drakonida stanowi na tyle długi moment, że zdąży nie tylko przyjrzeć się wybranemu obiektowi, ale wręcz zajrzeć mu w duszę. Przewiercić człowieka spojrzeniem smoczych oczu na wylot.
Hiszpania nieoczywista- co skrywają okna dwa?
  Tych, którzy zauważyli wielkie ślepia, ich głębia będzie prześladować do końca życia. Zapragną  odnaleźć to magiczne stworzenie, by zatonąć w oceanie gadziej mądrości, bo smoki żywiołów to droga na skróty do krainy poznania.
  Czerwień Ognia i granat Wody,  rdzawy brąz Ziemi i błękit Nieba, biel Wiatru i srebro Żelaza oraz szmaragd najbardziej niezależnego z nich - władcy Życia - takie są kolory panów przestworzy, którzy na swoich ogromnych skrzydłach przemierzają kosmos. Znają sekrety niedostępne dla bogów, kroczą ścieżkami zamkniętymi przed ludzką wiedzą i wzrokiem. Wieczne istoty stworzone na początku czasu, których koniec stanie się też końcem znanego nam świata. Nieuchwytne, tajemnicze i majestatyczne- nic więc dziwnego, że stały się legendą.
Hiszpania nieoczywista- i co się gapisz?
                                                              Moje spotkanie ze smokiem

   Miałem chyba z dziesięć lat, gdy go spotkałem.  Pamiętam wszystko tak dokładnie, jakby się to zdarzyło wczoraj.
   Rozmawiałem z kimś, stojąc w pokoju, tyłem do ogromnego okna, które wychodziło - i nadal to robi-  na południe. Po prawej ręce miałem dużą witrynę z książkami, jej jedno skrzydło po "wypadku" z moim dziecinnym ciągnikiem ojciec zastąpił taflą hartowanego lustra.
  Nie pamiętam, czego dotyczyła rozmowa, wiem, że mówiłem lekko podniesionym tonem. Być może nawet gestykulowałem. I nagle się odwróciłem. Nie w stronę okna - wtedy nie zdążyłbym go zauważyć - spojrzałem w lustro i zamilkłem, bo zobaczyłem potężny pysk, kły oraz oczy. Ich kolor przypominał przepływające w naczyniu płynne złoto, był niczym migotliwy promień złapany w kalejdoskopie, gdzie wszystkie szkiełka miały tę samą barwę, lecz różne odcienie. Od słonecznej żółci z kroplą brązu aż do czystego błysku roztopionego metalu tęczówki mieniły się hipnotyzujaco, w przeciwieństwie do czarnych źrenic nieruchomo utkwionych w moim odbiciu.     
Hiszpania nieoczywista- tort, przekładaniec
   Nigdy wcześniej nie widziałem takich oczu, bo nigdy wcześniej widziałem smoka.
 Odfrunął zanim zdążyłem mu się dokładnie przyjrzeć. I od tej pory przemierzam świat, by spotkać go ponownie. Wiem, że był to biały smok Wiatru, ten, który czyni duszę niespokojną, a sny wypełnia obrazami odległych krain. Ci, którzy go spotkali, są niczym nomadzi wiecznie gnani przez swoją ciekawość i żądzę poznania. Podróż za mirażem jest ich jedynym sposobem na życie, nie umieją osiąść w domu z ogrodem, bo szept przygody burzy im krew. Ich miejscem jest szlak, powołaniem -droga, nie szukają celu - chyba, że jest nim ponowne spotkanie ze smokiem.
    Podróżnicy, powsinogi, włóczykije, obieżyświaty -każdy z nich kiedyś (świadomie albo nie) wpadł w pułapkę spojrzenia w kolorze płynnego złota.   
Hiszpania nieoczywista- w takim świetle nic nie jest oczywiste
  I tyle człowiek nawymyślał, żeby usprawiedliwić swoją kolejną wizytę na stronach typu Tanie latanie....
                
   

niedziela, 2 lutego 2020

Pora pożegnać Almerię...


    W Almerii warto zjeść ryby i owoce morza. Wspaniałe bary i restauracje oferują doskonałe potrawy kuchni śródziemnomorskiej- od grillowanych ośmiornic po pyszne ryby i zupy. Króluje paella w różnych wersjach od czarnej, pełnej sepii do wegetariańskiej. W czasie wakacji wcale nie jest tanio. Im bliżej katedry tym ceny stają się wyższe, lepiej więc jest poszukać lokalizacji mniej oczywistych.

Pojęcia nie mam, co to jest. To znaczy, wiem, że to są antylopy, ale dlaczego są hodowane w zagrodach poniżej twierdzy? Mam tylko nadzieję, że dla urody, a nie mięsa. 
    Miejscem, które na każdym przybyszu robi wielkie wrażenie, jest niezwykła w formie katedra oraz leżący przed nią plac ozdobiony licznymi palmami. Całość nabrała charakteru po remoncie, który zakończono w 2000 roku.
    Samo sanktuarium jest ogromne. Zbudowane jako bastion, który miał docelowo chronić mieszkańców przed piratami oraz różnej maści buntownikami, zostało wyposażono w blanki strzelnicze, płaski dach, gdzie mogli usadowić się łucznicy oraz specjalne przypory, zabezpieczające budowlę przed ostrzałem z artylerii. 



Catedral de la Encarnacion jest mieszaniną stylów – gotyckiego, renesansowego ze szczyptą neoklasycyzmu. Powstała w XVI wieku już od początku znakomicie spełniała swoją rolę zapewniając mieszkańcom schronienie podczas licznych najazdów m.in. algierskich piratów, którzy w owych czasach pustoszyli wybrzeże.   We wnętrzu warto zwrócić uwagę na główny ołtarz oraz wiszące obok obrazy.  

Takie zabezpieczenia musiały chyba wystraszyć piratów. 

Almeria jest urocza, na pewno warto do niej zajrzeć, choć osobiście nie wyobrażam sobie spędzania tu całych wakacji, bo jest to stosunkowo duże miasto.