Szukaj na tym blogu

wtorek, 24 czerwca 2014

A teraz z zupełnie innej beczki, zmieniając szerokość i długość geograficzną lądujemy ...

Andaluzja 
Część I
Semana Santa

     Wiele razy próbowałem swoich sił, podejmując różne wyzwania na wyboistej drodze literatury, jednak napoważniejsze i najtrudniejsze wyrosło przede mną w pewną sobotę - dniu przybycia do Malagi. Słowa są tak niedoskonałym narzędziem, trudno za ich pomoca oddać smak, dźwięk, zapach –niestety już – wspomnień. Dlatego z dużą dozą pokory spróbuję  opisać unikalną atmosferę, niesamowite wrażenia, wszystko to, czego doświadczyłem w Semana Santa, tygodniu tak wyjątkowym, przesyconym mistyką i głęboką wiarą jak to możliwe tylko w Andaluzji.
   Przypadkiem – promocja cen biletów lotniczych - trafiliśmy do Malagi właśnie wtedy, gdy miasto szykowało się do obchodów Wielkiego Tygodnia. Pierwsze procesje ruszyły w niedzielę rano ...lecz żeby w ogóle przedstawić, czym one są, powinienem najpierw pokusić się o drobne wprowadzenie w postaci słowniczka podstawowych pojęć.
  

* Semana Santa czyli Wielki Tydzień zaczyna się od Niedzieli Palmowej i trwa do Wielkiej Soboty. W jego trakcie obowiazuje częściowy post. Wierni starają sie nie jeść mięsa, dlatego w wielu restauracjach na prowincji łatwiej dostaniemy świeżą rybę niż na przykład stek. To także czas tygodniowych ferii dla Andaluzyjczyków, więc odradzam załatwianie np. spraw urzędowych. Większość instytucji działa tylko do sjesty, czyli godziny 14. Zdarza się nawet, że zostają wcześniej zamknięte muzea.

*Pasos ( ponoć tylko w Maladze zwane trono) to ważące od kilkuset kilogramów do kilku ton platformy przedstawiające sceny z ukrzyżowania Jezusa lub posągi Marii.  Niosący ją costaleros ustawieni są w odpowiednim szyku;  im dłuższy staż w bractwie, tym bardziej honorowa, bliższa figurom, pozycja. Same posągi są często bezcennymi dziełami sztuki, unikalne, średniowieczne rzeźby przystrajają cenne, haftowane złotem lub srebrem szaty, których zakupem zajmują się cofradías. Pasos może nie opuścić kościoła, jeśli pada deszcz i wtedy turyści mogą je podziwiać tylko wyeksponowane we wnętrzach.


* Hermandades lub cofradías penitenciales czyli działające od wielu stuleci ( najstarsze pochodzą z XV w) bractwa skupione przy konkretnej parafii. Ich „praca” zaczyna się na wiele miesięcy przed Semana Santa od odnowienia, wyczyszczenia i udekorowania platformy. Przynależność do bractwa jest “ dziedziczna” i oznacza całkiem spore wydatki. Bracia sami finansują swoje ( kosztowne) stroje, płacą regularnie składki i wiele godzin z wolnego czasu poświęcają na m.in doskonalenie sztuki przenoszenia platform w wąskich ulicach. Każde z bractw posiada wyróżniający go strój – tunica oraz capirote.     


* Capirote jest to nakrycie głowy w kształcie stożka noszone na głowach nazarenos, inny rodzaj nakrycia z logicznych względów noszą costaleros, przypomina on nieco osobliwe czapki ze starożytnego Egiptu, z wygiętym daszkiem z przodu i kapą przykrywającą głowę aż do ramion. 


 *Saeta spontanicznie śpiewane przez mężczyzn i kobiety pieśni żałobne utrzymane w stylu flamenco. Zdarza się, że podczas procesji nie odezwie się żadna saeta, innym razem z balkonu albo ulicy nagle usłyszymy podniosły, przeszywający zaśpiew, który jest w stanie wycisnąć łzy z oczu wiernych.

* Costaleros – „tragarze”, mężczyźni przenoszący platformę. Często boso, z zasłoniętymi oczami, w maskach na twarzach. Prawdziwi bohaterowie Semana Santa.

 *Nazarenos – nazarejczycy to idący obok platform zakapturzeni mężczyźni. Ich stroje wszystkim kojarzą się z niechlubnym Ku-Klux-Klanem, jednak naprawdę nie mają nic wspólnego z tą rasistowską organizacją. Wysokie, spiczaste kaptury z wyciętymi otworami na oczy - w świetle jednej z wielu interpretacji -symbolizują drogę do nieba. Inne wyjaśnienie głosi, że jest to strój pokutny narzucony grzesznikom przez kolejną niechlubną instytucję – Świętą Inkwizycję. Niemniej jednak, nazarejczycy zdejmują swoje kaptury w Wielką Niedzielę, co stanowi dopełnienie obchodów Semana Santa. Najsłynniejszy mieszkaniec Malagi Antonio Banderas, aktywny członek hermandade powiedział w jednym z wywiadów, że noszenie kaptura zapewnia mu tak rzadką swobodę stania się kompletnie anonimowym, choć równocześnie daje przywilej bycia częścią pewnej zbiorowości. A sama Wielkanoc, wielki rytuał obchodzony już od pięciu wieków, jest nie tylko pustą tradycją, lecz prawdziwym, przekazywanym z pokolenia na pokolenie dziedzictwem duchowym i kulturowym. I w tej kwestii muszę się z nim całkowicie zgodzić.


     Rok w rok każda wieś czy miasto na swój sposób czci Wielkanoc, choć obchody często się od siebie różnią, najważniejsze w nich było i jest to nieuchwytne” coś”, co sprawia, że tysiące ludzi ze wszystkich stron świata przybywają, by wziąć udział w tym niezwykłym wydarzeniu. 

poniedziałek, 16 czerwca 2014

        Przygody w Krainie Faerie
Część 8
Skarby i refleksje

 
        Zanim opuściliśmy dolinę rzeki Boyne odwiedziliśmy jeszcze jedno wyjątkowe miasto. Kells jest przede wszystkim znane z tego, że przez jakiś czas przechowywano tu skarb narodowy – pewną starą księgę.     
   Ewangeliarz z Kells lub Ewangeliarz świętego Kolumby jest bogato ilustrowanym zapisem 4 ewangelii datowanych na okres między VII a IX wiekiem. Łaciński manuskrypt zaczęto tworzyć na wyspie Iona, tam w klasztorze powstała ponoć większość z 680 stron, ilustrowanych celtyckimi motywami roślinnymi i figuralnymi. Niestety, nie znamy dokładnego miejsca ani daty powstania woluminu, stąd tak wiele przypuszczeń, ale akurat ta tajemnica zapewne nigdy nie zostanie rozwiązana. Pewne jest tylko jedno – księga trafiła do opactwa w Kells w okolicach wieku XI. Przechowywano ja tam do XVII wieku, a później dla bezpieczeństwa trafiła do Dublina, prosto na półki Trinity College. Niedawno została wpisana na listę UNESCO -Pamięć Świata.


  Samo Kells także jest ciekawe, uciekający przed Wikingami mnisi pod wezwaniem świętego Kolumba założyli tu w IX wieku duży klasztor. Legenda głosi, że na wyspie Iona ich patron Kolumba  napisał 300 ksiąg, jeśli każda wyglądała jak manuskrypt z Kells…
   W mieście jest wiele zabytków: dawny klasztor Opactwa w Kells z okrągłą wieżą oraz kilka wielkich, celtyckich krzyży, romańskie oratorium wykonane w całości z kamienia – nawet dach.
 Pełno tu także uroczych restauracji, w których można zjeść tradycyjne irlandzkie przysmaki.
   W Kells zakończyła się – niestety – nasza podróż. Z uczuciem ogromnego niedosytu wsiadaliśmy do samolotu, by oddać się licznym refleksjom.    


   Zaskakujący wzór przeszłości Irlandii wyszedł z naszego wyjazdu: obejrzeliśmy zabytki sprzed 5000 lat, z XI i XII wieku, kilka XVIII i XIX wiecznych, a reszty nie ma. Po prostu zniknęły. Pomiędzy sztuką romańską a georgiańską rozpłynął się gdzieś renesans i barok. Między neolitem a średniowieczem zapanowała kompletna pustka. Następnym razem postaramy się przeszukać Krainę Faerie nieco bardziej metodycznie. Bo następny raz niewątpliwie będzie.  
     Zauroczyła nas Zielona Wyspa oraz jej mieszkańcy, uważam, że naród, który taką czcią obdarza książki, jest fantastyczny i zasługuje na wszystko, co najlepsze. Dlatego, wznosząc kufel aromatycznego Guinessa, mówię: sláinte Éire! cytując przy okazji ponoć irlandzki toast:

„Niech kochają nas ci, co nas kochają
A tym, co nas nie kochają, 
Niech Bóg odmieni serce.
A jeśli  nie odmieni ich serca,
To niech im skręci kostkę,
Abyśmy ich poznali po kulawym chodzie” 




       Na koniec coś do posłuchania w prawdziwym języku irlandzkim:

A to nasz wierny kompan, który pokonanie 2 tysięcy kilometrów zniósł bez większych obrażeń:)


I coś z zupełnie innej beczki....


poniedziałek, 9 czerwca 2014

Przygody w Krainie Faerie
Część 7 
Źródła i Tajemnice.


    Następnego dnia jednogłośnie postanowiliśmy ruszyć do źródła. Miejsca, gdzie narodziła się Irlandia, czyli do doliny rzeki Boyne. Wpis w Wikipedii jest lapidarny : „Boyne (irl. Abhainn na Bóinne) – rzeka w Irlandii. Ma długość ok. 112 km. Uchodzi do Morza Irlandzkiego12 lipca 1690 roku (1 lipca według kalendarza juliańskiego) roku nad Boyne rozegrała się bitwa wojny o angielską sukcesję.” I tyle.


  Tutaj muszę przestrzec- wyprawa do doliny zajmuje dużo czasu. Zabytków jest tak wiele, że zawczasu należy przeprowadzić barbarzyńską selekcję lub odpowiednio dopasować czas pobytu. My z rozlicznych atrakcji wybraliśmy tylko trzy: średniowieczne miasto i zamek Trim, obowiązkowe w każdym programi Newgrange oraz Kells.


    Średniowieczne Trim czyli Baile Átha Troim - "miasto nad brodem starszego drzewa" było ogromne. Jego granice wyznaczały nieistniejące już mury, ale przed nimi ulokowano szpital, katedrę św. Piotra i Pawła oraz klasztor zakonników św. Krzyża, ponieważ w dawnych wiekach niechętnie wpuszczano chorych i ubogich pielgrzymów w mury bogatych miast. Warto odwiedzić te ruiny, choćby po ty, żeby na własne oczy zobaczyć cele zakonników i sale, w których leżeli chorzy. Największa z nich miała w porywach z sześć metrów kwadratowych, więc możemy sobie łatwo wyobrazić, w jakich warunkach odbywało się leczenie. Zapewne notowano tu wiele cudownych ozdrowień…  


  Wejście do klasztoru - po przeprawie na polach The Burren - już nas nie zaskoczyło, kamienny murek ma domurowane wąskie stopnie, a przez środek tych prowizorycznych schodków przełożony jest dodatkowo płaski, lecz dość wysoki głaz. Są to, obok specjalnych zapór drogowych, zabezpieczenia konieczne, by sprytne owce czarnopyskie nie zwiały z pastwiska. Te prawdziwe alpinistki wśród trzody domowej pełnią użyteczną funkcję naturalnych kosiarek. Wypasane na polach, łąkach nawet tych, położonych koło zabytków, potrafią „przystrzyc” trawę do eleganckiej wysokości, jednak bez odpowiednich zabezpieczeń ich spryt i ciekawość zaprowadziłyby je na drogi wprost pod koła samochodów. Dlatego szanowny turysto – nie wierz w słowa pana W. Cejrowskiego, że Europę da się przejechać na wózku inwalidzkim, ponieważ w Irlandii bez przekraczania, czasem całkiem wysokich zapór, trudno jest się gdziekolwiek dostać.     


    Niewątpliwą perłą tych okolic jest zamek i leżące obok malownicze ruiny Żółtej Wieży, najlepiej obejrzeć je z urokliwego mostu św. Piotra, który kamiennym łukiem spina brzegi zaskakująco czystej rzeki. Otoczona półkilometrowym murem twierdza jest największą fortecą w Irlandii. Zbudowana w XII wieku była świadkiem wielu krwawych wydarzeń, pełniła także funkcję pleneru w nie mniej krwawym filmie Braveheart. Także nocą warto zatrzymać się w Trim, bo choć zamek jest zamykany o 17, to same, oświetlone mury twierdzy robią niesamowite wrażenie.


  Nie mogliśmy poświęcić za dużo czasu na podziwianie urokliwego miasteczka otaczającego zamek, bo czekało na nas Newgrange. Nie bez powodu kolejni prezydenci z duma przywożą tu swoich gości, w końcu ogromny grób korytarzowy, jedyny w swoim rodzaju, świadczy o wielowiekowej oraz bardzo bogatej historii tych ziem. Datowany na 3200 lat p.n.e. jest starszy niż piramidy i  Stonehenge. Należy do kompleksu zwanego Pałacem nad Boyne, bo oprócz niego stoją tam jeszcze dwa tego typu obiekty - Dowth i Knowth. Splądrowany przez Wikingów spoczywał zapomniany aż do XVII wieku. Przewodniczka opowiadała, że w pamięci miejscowych ludzi zachowało się przekonanie, iż dziwne wzgórze jest w jakiś sposób wyjątkowe. Uznawali je za miejsce mocy, nawiedzane przez faerie, czasem nawet przeklęte. Dlatego z niechęcią podjęli się rozkopania nienaturalnej góry, pracy, którą zlecił im nowy właściciel gruntu, sceptyczny Szkot. Żaden jednak z kopiących nie wszedł do odsłoniętego przypadkiem wnętrza.


   Przez ponad dwieście lat tajemnicza budowla gościła wielu odwiedzających, którzy bezkarnie deptali kiedyś starannie ułożone zwłoki, aż przemielili kości niemal na biały pył. Na kamiennych ścianach zachowały się ślady ich odwiedzin w postaci XIX wiecznych graffiti i podpisów. Później ponownie wzgórze zarosło trawą i krzewami, dopiero w latach 60 XX wieku archeologowie dostali się do środka, ze zdumieniem odkrywając coraz więcej sekretów Newgrange. I przy okazji tworząc nowe…


Wiemy o nim, że:
1* Teoretycznie nazywano go grobem korytarzowym, bo zawierał ludzkie szczątki, jednak nie potwierdzono, że pochodziły one z tego samego okresu, co sama budowla. Zatem równie dobrze mogły zostać tu złożone wiele wieków później i wtedy samo datowanie Newgrange jest błędne.
2*Pochowano tam sześcioro ludzi. Czy byli to budowniczowie, czy może władcy tej krainy? Jak na królów, to proste „ pogrzebowe” wyposażenie - lampy, wisiorki, łuski, kościane dłuta- może zastanawiać.
3* Wnętrze kopca zbudowano z ułożonych kamieni. Bez pomocy sprzętu, odpowiednich narzędzi, zatargano na wzgórze 200 000 ton. Lico było obłożone otoczakami z gór Wicklow odległych o ponad 120 kilometrów. Dokonano tego, by pochować tak skromnie wyposażonych na swoją ostatnią drogę ludzi?
4* Od 5000 tysięcy lat żadna kropla wody nie wpadła do środka budowli, zatem skonstruowanie tego grobowca wymagało wielkiej wiedzy i umiejętności inżynierskich. Pytanie brzmi, kim byli jego budowniczowie? Odpowiedzi jak się okazuje nie zna nikt, są tylko liczne domniemania i hipotezy.   
5* Dlaczego wszystkie spirale, najczęstszy motyw ozdobny występujący na kamieniach, nie mają końca?
6* W wewnętrznej sali o wymiarach 6,5 × 6,2 metra znajdują się 3 płytkie nawy z czarami. Do czego służyły? Podobnie, jak wielotonowy głaz przed wejściem pokryty ornamentem w postaci triskelu -potrójnej spirali.
7* Do środka zbudowanej na planie krzyża komory pogrzebowej kieruje 19 metrowy korytarz wykopany pod kątem 135°. Jakim cudem, podczas przesilenia zimowego o godzinie 8:58 promienie wschodzącego słońca biegną wzdłuż pokręconego korytarza i wpadają do komory? Po co rozświetlać grób, miejsce ostatecznego spoczynku? Chyba, że była to bardziej świątynia i w ten sposób znów wracamy do punktu 1.
   To zjawisko zobaczyć mogą nieliczni - wylosowani na podstawie zarejestrowanych biletów wstępu - szczęściarze, innym pozostaje poczuć tę atmosferę podczas pokazu, gdy przewodnik na chwilę wyłączy światła i pokaże, jak przez roof box[1] znajdujący się nad wejściem przedziera się pierwszy promień słońca. Sceptykom takich inscenizacji powiem- i tak robi wrażenie!


   W tym miejscu rodzą się same pytania, a najtrudniejsze, choć najciekawsze z nich brzmi:
Rozumiem, że powstała tak okazała budowla, wymagająca zbiorowego wysiłku całej społeczności, na pewno miała ona spełniać jakąś funkcje sakralną – to oczywiste. Wyobraźmy sobie ludzi sprzed 5000 lat, ich organizację, panującą dyscyplinę, wysiłek ponad miarę, by zbudować coś, co upamiętni bogów i bohaterów. Do tego miejsca jest łatwo, gorzej znaleźć  odpowiedź na pytanie, czemu jest ich tak wiele? Wyliczono, że Brú na Bóinne składa się z ponad 40 takich mniejszych lub większych budowli. Mieszkający w szałasach, odziani w ledwie wyprawione skóry ludzie, posługując się narzędziami z kości i kamieni, namiętnie budowali grobowce takich rozmiarów w ilościach zdecydowanie przekraczających zdrowy rozsadek. Jakieś prehistoryczne hobby? A może jednak nie były to grobowce? 


    Zatem -czym jest Newgrange? Nie mam pojęcia, lecz jedno jest pewne, wrócę nad Boyne, by zajrzeć do pozostałych grobów. Następna moja wyprawa na Zieloną Wyspę nie będzie poświęcona wróżkom, lecz nieuchwytnym tropom przeszłości. Poszukam dawnych mieszkańców i „ zmuszę”, żeby udzielili mi odpowiedzi ( wcześniej poszukam materiałów na temat neolitu, a ponoć również na wyspach otaczających Irlandię jest zabytków z tego okresu co niemiara) a dopiero później odważę się wysuwać swoje hipotezy.  






[1] roof box lub inaczej roofbox to otwór nad drzwiami zbudowany zwykle na potrzeby obserwacji astronomicznych. Terminu tego po raz pierwszy użył profesor Michael O'Kelly podczas odkopywania Newgrange.  W tej budowli podłoga komory oraz otwór dachowy i lokalny horyzont są na jednej płaszczyźnie tylko raz w roku i to zjawisko trwa do 17 minut (w zależności od pogody).