Szukaj na tym blogu

środa, 31 maja 2023

 Kilka interesujących twierdz  

              Wstęp

Tym razem pozwolę sobie opisać kilka ważnych dla historii Irlandii zamków, ale- aby w pełni unaocznić ich znaczenie- dodam także historie, które im towarzyszyły na przestrzeni stuleci, gdy dumnie szczerzyły kły, starając się odstraszyć wrogów i złamać ich ducha. Niektóre z tych opowieści będą smutne, inne straszne, a jeszcze inne mroczne, ponieważ każdy z tych zamków krwawo wrył się w pamięć ludzką i podręczniki do historii. Zacznę od twierdzy, która znajduje się dokładnie w środku mapy:          


           Dunamase -hrabstwo Laois

W dziejach ludzkości zdarzają się dni, które zmieniają historię.

(Na szczęście) Przytrafiają się one z rzadka, czasem dotykają jednostek, czasem narodów albo całych kontynentów. Mogą zacząć się dramatycznie, by później przynieść pozytywne zmiany, mogą także zacząć się wspaniale i radośnie, by na końcu okazać się przyczyną tragedii, choć oba scenariusze łączy jedno- konsekwencje, które ze sobą niosą, rzutują na całe pokolenia.

Aby zilustrować tę tezę opowiem Wam o pewnym ślubie, który odbył się w 1170 roku.

Powiecie pewnie – kogo obchodzi tak zmurszała historia- ale wierzcie mi, jej zakończenia próżno wyglądać nawet w czasach współczesnych...




wtorek, 23 maja 2023

Podsumowanie

 



„-Cieszę się, że mogłem zobaczyć Brugię zanim umrę. Ale wtedy, jak grom z jasnego nieba, dotarło to do mnie: "K*, stary, może to jest właśnie piekło – cała wieczność w pieprzonej Brugii!" i teraz naprawdę, mam nadzieję, że nie umrę. Boże, naprawdę mam nadzieję, że nie umrę.”[1]

 

W podsumowaniu pora podać kilka wniosków:

- Brugia nie bez powodu rokrocznie przyciąga miliony turystów, ale lepiej unikać letnich miesięcy, gdy na ulicach robi się ścisk nie do wytrzymania,

- belgijskie gofry są za słodkie (w zasadzie to sam ulepek),

- przynajmniej z ciekawości powinno się zajrzeć do 2be in Brugge, aby zobaczyć piwną ścianę (The Beerwall)-  ale uwaga- ta słynna knajpka i sklep w jednym jest czynny tylko do 21.

- sklepy z czekoladą są urocze i bardzo drogie. Wyroby, które pysznią się na wystawach, to nierzadko dzieła sztuki. Fani powinni koniecznie odwiedzić muzeum czekolady, 

- weekend tutaj to zdecydowanie za mało

- i w końcu nie zobaczyliśmy Boscha … ( dlatego- nauczeni doświadczeniem, sprawdzamy teraz, gdzie znajdują się AKTUALNIE rzeźby lub obrazy, które chcemy zobaczyć i wtedy dopasowujemy swój plan podróży) 

Mieliśmy szczęście, bo trafiliśmy do Brugii magicznej. Widzieliśmy ją w pełnym słońcu i wieczornej mgle. Płynęliśmy wraz z rzeką turystów pomiędzy kolejnymi placami i witaliśmy świt na kompletnie pustym rynku. Siedząc pod wiatrakami na bulwarze koło kanału, zajadaliśmy się prawdziwą belgijską czekoladą, a w pubach próbowaliśmy chyba wszystkich gatunków tutejszego piwa[2].

 Biorąc to wszystko pod uwagę, musimy się zgodzić z tym, że Brugia z kolorowymi kamienicami przypominającymi pierniki oficjalnie jest Jednym, z Najbardziej Romantycznych Miast Europy.   

 
 Mieszkańcy Brugii mówią o sobie, że urodzili się z „ brzuchami pełnymi cegieł”, co oznacza, że nie lubią podróżować. Wcale się nie dziwię, bo w zasadzie dokąd mieliby jeździć i po co, skoro cały świat przyjeżdża do nich. A poza tym, gdzie można znaleźć piękniejsze miasto? 




[1] No i tego to ja w ogóle nie rozumiem.

[2] Choć wiele piw nazwano od miasta tylko  Brugse Zot jest oryginalnie warzone w browarze Halve Maan w Brugii.

 

środa, 17 maja 2023

Memlingmuzeum

 

            „- Czemu akurat czyściec?

- Bo Czyściec to takie miejsce pomiędzy, jeśli nie byłeś zupełnym g**em, ale za dobry też nie byłeś. Jak Tottenham… Wierzysz w takie rzeczy?

- W Tottenham?”




Niedaleko kościoła Matki Bożej znajduje się duży kompleks złożony z kilku ceglanych budynków, to średniowieczny szpital św Jana-  jeden z najstarszych takich przybytków w Europie. Pod koniec lat 70 XX wieku przestał pełnić swoją funkcję i zamienił się w muzeum i –urokliwie zwrócone ku kanałom- centrum kongresowe. Oprócz dzieł Memlinga  (aż 6) znajduje się tu mocno kontrowersyjna wystawa. 

Zgromadzone eksponaty przedstawiają historię medycyny od XII[1] wieku - wtedy założono szpital- do czasów nieco bardziej współczesnych, ale wystawione narzędzia chirurgiczne, lekarstwa ze słynnym bezoarem na czele oraz rysunki przedstawiające dawne zabiegi budzą prawdziwe ciarki. Zielona lektyka będąca pierwszą karetka pogotowia każe się zastanowić nad wzrostem i wagą dawnych Belgów, bo szczerze mówiąc, na pewno bym się tam nie zmieścił, a o przejściu przez mikroskopijne drzwi nawet nie wspomnę. Każdy zwiedzający, dysponujący choćby podstawową wyobraźnią, bladł przy – na oko tępych- skalpelach i szczypcach do usuwania kamieni nerkowych. Rtęć, bursztyny i przedziwne zasuszone zielska były tylko częścią kolekcji aptecznej, wystarczyło spojrzeć na małą  fiolkę wypełnioną opiłkami rdzy – przez stulecia wcieranie jej w oko było jedynym sposobem  zwalczania zaćmy- żeby poczuć się nieswojo. Po przejściu tej wystawy każdy z nas wznosił dziękczynne modły za to, że przyszło nam żyć w XXI wieku, który choć nie jest idealny, przynajmniej potrafi wyleczyć podstawowe choroby bez uciekania się do wyrafinowanych tortur. 

Wytchnieniem po tym koszmarze była część z dziełami Memlinga – skądinąd przez wiele lat pensjonariusza tego szpitala. Ten sławny malarz należał do grona XV wiecznych prymitywistów flamandzkich i na cały świat rozsławił Brugię. Wśród okazałych tryptyków moją uwagę przyciągnął niepozorny relikwiarz, to jedno z arcydzieł tego muzeum, kapliczka z relikwiami świętej Urszuli. W sześciu łukowatych panelach- wtedy jeszcze bardzo młody- malarz zaskakująco subtelnie przedstawił historię świętej. Relikwiarz nie kapie od ozdób, nie powala także rzeźbieniami, skromny i zachwycający jest świadectwem kunsztu Memlinga.   

    

Kolejnym arcydziełem jest Tryptyk św Jana Chrzciciela i św Jana Ewangelisty wykonany w 1479. W centralnym panelu Maria  trzyma na ręce małego Jezusa, który wsuwa pierścień na palec Katarzyny  ze Sieny. Lewy panel boczny pokazuje historię świętego Jana Chrzciciela, który został ścięty z rozkazu Salome. Po prawej stronie widzimy obraz Apokalipsy  z przepowiedni Jana Ewangelisty.


Tryptyk Floreins przedstawia z kolei pokłon trzech króli,



a Dyptyk Maartena van Nieuwenhovena Marię z dzieciątkiem i rozmodlonego szlachcica – prawdopodobnie fundatora obrazu.  Do tego dochodzi jedyny zachowany portret młodej dziewczyny pędzla znakomitego Flamanda i mamy pełny przegląd jego twórczości. Żywe kolory, wspaniały warsztat, doskonała technika – Memling nie bez powodu cieszy się wielka sławą. 


Po kilku godzinach zachwytów nad oglądanymi dziełami, ponownie wypłynęło to samo pytanie;

- Gdzie jest Bosch?

Mężczyzna za kontuarem popatrzył na nas zaskoczony

- Tutaj?-  zapytał – z Memlingiem?

- Powiedziano nam, że może być na jakiejś wystawie – zacząłem tłumaczyć, ale facet pokiwał przecząco głową

-Chyba nigdy go tu nie było – odparł.

- Wobec tego, gdzie jest? – zapytałem, powoli tracąc nadzieję, że zobaczę to niezwykłe dzieło w oryginale.

- W ratuszu – odparł z zaskakującą pewnością w głosie – musi być w ratuszu.    

Pobiegliśmy zatem do Stadhuis, obejrzeliśmy go od dachu po parter i znów nie znaleźliśmy interesującego nas dzieła. Ufni w kompetencje pań z recepcji zadaliśmy to samo pytanie, co już kilka razy wcześniej.

- Gdzie jest Bosch?

- A nie ma go? – odpowiedziała jedna z nich i popatrzyła na nas dziwnie – Powinien być w Groeninge.

-Powinien, ale zniknął- odparłem już lekko poirytowany

- To na pewno jest w muzeum Memlinga.

- Tam też go nie ma.

Obie zaczęły wertować katalogi wystawowe. Według mnie wyglądały na lekko zaniepokojone.

- Myli się pan – jedna z nich pokazała mi zdjęcie – napisano tu, że można go obejrzeć właśnie w Groeninge.

Spojrzeliśmy na siebie. Boscha nie było i nikt w całym mieście nie wiedział, co się z nim stało. Czyżby padł ofiarą zuchwałej kradzieży…

- Zginął wam najsłynniejszy obraz i nie wiecie, gdzie jest? – jeden z moich towarzyszy najwyraźniej  stracił cierpliwość.

- Mamy jeszcze Van Eycka…[2]

Ręce nam opadły.  





[1] Posadzka w muzeum jest metr poniżej poziomu obecnej ulicy – tak właśnie zmieniła się wysokość gruntu na przestrzeni ponad 800 lat.

[2] W końcu go znaleźliśmy, w tym czasie był na wystawie w Madrycie.

niedziela, 7 maja 2023

Gdzie jest Bosch

 


„-Ten mi się nawet podoba. Cała reszta to kompletne śmieci, ale ten jest niezły.  Co to jest?

-  No wiesz, to Sąd Ostateczny.

                                                                                               - A co to takiego?”

 

Groeningemuseum

Zacznijmy od tego, że najciekawsze i posiadające najwięcej znanych obrazów muzeum w Brugii wcale nie jest łatwe do znalezienia. Malutki, niepozorny front może zmylić nawet doświadczonych wędrowców. W rzeczywistości jest to tylko brama prowadząca na plac, a przeszklony, modernistyczny budynek muzeum ukrył się sprytnie w rogu. Jednak to nie wygląd zewnętrzny przywiódł nas do tej świątyni sztuki, ale trzy szczególne obrazy: Madonna van Eycka, ołtarz Memlinga i Sąd Ostateczny Boscha.


Zwiedzanie zaczęliśmy – jak nakazuje zwyczaj – od grzecznego obejrzenia głównej wystawy, jej tematem – skądinąd  bardzo ciekawym –był wizerunek prawa. Podzielona na pięć sekcji ekspozycja  poprowadziła nas drogą, jaką przeszedł wymiar sprawiedliwości przez trzy stulecia (począwszy od 15 wieku). Oprócz obrazów i często makabrycznych ilustracji w zabytkowych woluminach mieliśmy okazję poznać nieco barwną historię miasta pod kątem zwyczajów i ferowanych przez rajców – czasem całkiem dziwacznych -wyroków. W kolejnych salach stanęliśmy oko w oko z mistrzami malarstwa niderlandzkiego. 


Eksponowane były tu obrazy tak niezwykłe, że – muszę pozwolić sobie na osobista dygresję – niektórzy z nas musieli ponownie przeanalizować swój stosunek do kanonicznych dzieł szkoły flamandzkiej. Siedzieliśmy chyba godzinę, podziwiając warsztat, paletę i talent Hansa Memlinga, Jana van Eycka czy Jana Provoosta. Niewątpliwie ich dzieła wiele zyskują przy „odbiorze na żywo”, bo żadna, nawet najlepsza reprodukcja, nie jest w stanie oddać nasycenia barw i głębi oryginału. Największym zaskoczeniem był dla mnie obraz Jana van Eycka – Madonna kanonika van der Paele[1]. Każdy szczegół „płótna”[2] jest dogłębnie przemyślany podobnie jak każda kreska, każdy symbol odpowiednio „wygrany” i uwypuklony.  



Oto Madonna w otoczeniu trzech mężczyzn – św. Donacjana, kanonika oraz św. Jerzego oddaje się uczonej dyskusji ( sacra conversazione). Jak zwykle pełno tu symboli-  figurka Ewy, Kain zabijający Abla i najważniejszy z nich – dziwny refleks na pancerzu św Jerzego. Jest to według hipotez autoportret malarza. Ale to nie postacie robią wrażenie, lecz paleta barw jakich użył van Eyck. Głęboka czerwień, która dominuje w centralnej części, staje się swoistym kontrapunktem w stosunku do bieli i błękitu w górnych rogach. Kolory są nasycone, ciepłe wręcz pulsujące. Trudno się było oderwać od podziwiania, ale nieuchronnie zbliżała się godzina zamknięcia. 


- To wszystko? – zapytałem wpatrzony w bladozielony  znak na wypastowanej podłodze. Litery składające się na napis exit pulsowały ponaglająco – Czy my czasem o czymś nie zapomnieliśmy?

Wtedy nas olśniło. Gdzie jest Sąd Ostateczny Hieronymusa Boscha? Ten bodaj najbardziej znany  tryptyk, będący makabryczną wizją ostatnich chwil świata, przedstawia Chrystusa zstępującego z nieba, by osądzić ludzkość.

-Przegapiliśmy? – z niedowierzaniem powtórzył mój towarzysz – Niemożliwe!? 

Spojrzeliśmy po sobie i rozbiegliśmy się po muzeum w poszukiwaniu tajemniczej sali, w której musiał ukrywać się Sąd Ostateczny, schowany przed nami jakże perfidnie i podstępnie.

Kiedy spotkaliśmy się ponownie, wiedzieliśmy już, że popełniliśmy błąd. Bosch zniknął. Nigdzie nie było nawet śladu po Sądzie Ostatecznym. Uprzejma pani bileterka wzruszyła tylko ramionami.

- Naprawdę nie wiem, gdzie jest ten obraz. W katalogu wystawowym nie został uwzględniony. Odeszliśmy  jak niepyszni, bo za nami ustawiła się spora kolejka. Każdy, kto podchodził do informacji,  pokazywał zdjęcie Sądu Ostatecznego, w dziesiątkach języków rozbrzmiewało to samo pytanie:

- Gdzie jest Bosch?      



[1] Kanonik zamówił obraz do kościoła św. Donacjana, a św. Jerzy był patronem duchownego.

[2] Właściwie jest to obraz olejny na desce a nie płótnie.

poniedziałek, 1 maja 2023

Mostek i beginaż

 


Mostek świętego Bonifacego – wygląda jakby został żywcem przeniesiony ze średniowiecza, tymczasem zbudowano go na początku XX wieku. 


Ulokowany za kościołem Najświętszej Marii Panny spina łagodnym łukiem brzegi kanału i stanowi przejście z jednego parku do drugiego (jest to także skrót do Groeningsmuseum ). Stara kamienica obrośnięta bluszczem i niemal zatopione w wodzie drewniane dobudówki wydają się przynależeć do innej epoki. I tak oto – mim zdaniem- trafiliśmy do najbardziej romantycznego punktu w Najbardziej Romantycznym Mieście Europy –czyli kwintesencji tego, co można nazwać ze wszech miar uroczym miejscem.  Wchodzimy na niego przez zadaszony narożny budyneczek (jest to podobno część wydzielona z mieszkalnego budynku?!), a schodzimy prosto w alejkę stworzoną z równo przyciętych drzewek. 




Na mostku są zazwyczaj tłumy, a marzeniem każdego z turysty jest zrobić tu zdjęcie ”tak, żeby nie było nikogo innego w kadrze”  co jest rzeczą niemożliwą. Dlatego polecam wizytę o wczesnym poranku lub wieczorowa porą, wtedy jest cień szansy, że uda nam się zastać pusty mostek.  



widok z ...

Beginaż - Begijnhof Ten Wijngaerde to położony nieco na uboczu klasztor beginek a konkretnie „kolonia” zakonna[1], która składa się z kilku niewielkich domków, kościoła, szpitala oraz budynków gospodarczych. 

Otoczony murem beginaż miał zazwyczaj jedną lub dwie bramy prowadzące do miasta, co czyniło go na wpół odizolowanym, jakby w ten sposób rozdzielał świat przyziemny od duchowego. Początkiem zakonu beginek był czas krucjat i wojen pustoszących Europę czyli wiek XII i XIII. Mężczyźni honorowo ginęli z mieczem w dłoni, niefrasobliwie zostawiając pogrążone w żałobie żony, często bez środków do życia. Ksiądz Lambert la Bege z Liege postanowił „zagospodarować” biedne duszyczki i stworzył laicki klasztor ( czy to w ogóle pasuje?), którego celem było krzewienie idei chrześcijańskich – dobroczynności, opieki nad chorymi oraz oczywiście życie religijne. „Wspólnota wdów”  rządziła się swoimi prawami,  biedniejsze siostry żyły w wieloosobowych „komunach”. Bogatsze mogły sobie kupić własną siedzibę, ale po ich śmierci budynek i tak wracał do dóbr zakonu. Dom matki przełożonej wyróżniał się tym, że stał zazwyczaj koło szpitala.

Begardzi zajmowali się rzemiosłem, a beginki[2] oprócz szpitali prowadziły także szkoły. Oba zgromadzenia miały pełną autonomię – posiadały własne, wypracowane dochody, które przeznaczały na bieżącą działalność.  W Brugii znajduje się jeden z najlepiej zachowanych beginaży, założony w 1244r. Stworzony w jego wnętrzu duży, prostokątny dziedziniec trochę przypomina park, a urokliwe, białe domy otaczają go z trzech stron.


Kiedy patrzyłem na klasztor, miałem nieodparte wrażenie, że kobiety, które tu żyły, znalazły niezwykłe miejsce. Niedaleko Jeziora Miłości, otoczony parkami beginaż wydaje się taki cichy i spokojny – jakby stworzony do kontemplacji. Nie protestowałbym, gdyby zaoferowano mi  wakacyjny pobyt w którymś z tych maleńkich domków…     



[1] Nazywano ją także zakonem świętoszek lub nieco brzydziej -domem dewotek.

[2] Ostatnia beginka zmarła w 2013 roku w Belgii, miała ponad 90 lat.