„-Ten mi się nawet podoba. Cała reszta
to kompletne śmieci, ale ten jest niezły.
Co to jest?
- No wiesz, to Sąd Ostateczny.
- A co to takiego?”
Groeningemuseum
Zacznijmy od tego, że najciekawsze i posiadające
najwięcej znanych obrazów muzeum w Brugii wcale nie jest łatwe do znalezienia.
Malutki, niepozorny front może zmylić nawet doświadczonych wędrowców. W
rzeczywistości jest to tylko brama prowadząca na plac, a przeszklony,
modernistyczny budynek muzeum ukrył się sprytnie w rogu. Jednak to nie wygląd
zewnętrzny przywiódł nas do tej świątyni sztuki, ale trzy szczególne obrazy:
Madonna van Eycka, ołtarz Memlinga i Sąd Ostateczny Boscha.
Zwiedzanie zaczęliśmy – jak nakazuje zwyczaj – od grzecznego obejrzenia głównej wystawy, jej tematem – skądinąd bardzo ciekawym –był wizerunek prawa. Podzielona na pięć sekcji ekspozycja poprowadziła nas drogą, jaką przeszedł wymiar sprawiedliwości przez trzy stulecia (począwszy od 15 wieku). Oprócz obrazów i często makabrycznych ilustracji w zabytkowych woluminach mieliśmy okazję poznać nieco barwną historię miasta pod kątem zwyczajów i ferowanych przez rajców – czasem całkiem dziwacznych -wyroków. W kolejnych salach stanęliśmy oko w oko z mistrzami malarstwa niderlandzkiego.
Eksponowane były tu obrazy tak niezwykłe, że – muszę pozwolić sobie na osobista dygresję – niektórzy z nas musieli ponownie przeanalizować swój stosunek do kanonicznych dzieł szkoły flamandzkiej. Siedzieliśmy chyba godzinę, podziwiając warsztat, paletę i talent Hansa Memlinga, Jana van Eycka czy Jana Provoosta. Niewątpliwie ich dzieła wiele zyskują przy „odbiorze na żywo”, bo żadna, nawet najlepsza reprodukcja, nie jest w stanie oddać nasycenia barw i głębi oryginału. Największym zaskoczeniem był dla mnie obraz Jana van Eycka – Madonna kanonika van der Paele[1]. Każdy szczegół „płótna”[2] jest dogłębnie przemyślany podobnie jak każda kreska, każdy symbol odpowiednio „wygrany” i uwypuklony.
Oto Madonna w otoczeniu trzech mężczyzn – św. Donacjana, kanonika oraz św. Jerzego oddaje się uczonej dyskusji ( sacra conversazione). Jak zwykle pełno tu symboli- figurka Ewy, Kain zabijający Abla i najważniejszy z nich – dziwny refleks na pancerzu św Jerzego. Jest to według hipotez autoportret malarza. Ale to nie postacie robią wrażenie, lecz paleta barw jakich użył van Eyck. Głęboka czerwień, która dominuje w centralnej części, staje się swoistym kontrapunktem w stosunku do bieli i błękitu w górnych rogach. Kolory są nasycone, ciepłe wręcz pulsujące. Trudno się było oderwać od podziwiania, ale nieuchronnie zbliżała się godzina zamknięcia.
- To wszystko? – zapytałem wpatrzony w bladozielony znak na wypastowanej podłodze. Litery składające się na napis exit pulsowały ponaglająco – Czy my czasem o czymś nie zapomnieliśmy?
Wtedy nas olśniło. Gdzie jest Sąd Ostateczny Hieronymusa Boscha? Ten bodaj najbardziej znany tryptyk, będący makabryczną wizją ostatnich chwil świata, przedstawia Chrystusa zstępującego z nieba, by osądzić ludzkość.
-Przegapiliśmy? – z niedowierzaniem powtórzył mój
towarzysz – Niemożliwe!?
Spojrzeliśmy po sobie i rozbiegliśmy się po muzeum w
poszukiwaniu tajemniczej sali, w której musiał ukrywać się Sąd Ostateczny, schowany
przed nami jakże perfidnie i podstępnie.
Kiedy spotkaliśmy się ponownie, wiedzieliśmy już, że popełniliśmy
błąd. Bosch zniknął. Nigdzie nie było nawet śladu po Sądzie Ostatecznym. Uprzejma
pani bileterka wzruszyła tylko ramionami.
- Naprawdę nie wiem, gdzie jest ten obraz. W katalogu wystawowym nie został uwzględniony. Odeszliśmy jak niepyszni, bo za nami ustawiła się spora kolejka. Każdy, kto podchodził do informacji, pokazywał zdjęcie Sądu Ostatecznego, w dziesiątkach języków rozbrzmiewało to samo pytanie:
- Gdzie jest Bosch?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz