Opowieści z gatunku fantasy-horror
mają (powiedzmy sobie szczerze) dość oklepanych bohaterów: bywają nimi
wampiry, zombie lub różne gatunki mniej lub bardziej strasznych
upiorów. Każdy z nich sprawdza się w innego rodzaju historii. Chciałbym zacząć
do najbliższych mi postaci czyli wampirów. Najczęściej bywają one:
- dekadentami
Fascynacja wampiryzmem
nie bez powodu kojarzy się ze schyłkiem epok- końcem wieków XVIII i XIX, gdy
ściśnięty konwenansami, w sztywnym gorsecie obowiązującej powściągliwości
(także seksualnej), świat na dobre pożegnał idee postrzegania rzeczywistości
przez "szkiełko i oko". Wtedy w bólach rewolucji przemysłowej
narodziły się miasta z ciemnymi i mrocznymi zaułkami, wprost stworzonymi,
by mogło w nich zamieszkać jakieś zło.
- arystokratami
Wampiry są tajemnicze i wyrafinowane, toteż naturalnie
zajmują wysokie pozycje społeczne. Znajdziemy ich bez liku wśród zdegenerowanych
książąt, zblazowanych hrabiów, znudzonych życiem markizów, ale ani jednego w
środowisku farmerów czy robotników. Dlaczego?
(Chyba jedynym, który pracował zawodowo, był patriarcha klanu
Cullenów).
Wiem, że ciężko byłoby zajmować się gospodarstwem rolnym, posiadając poważną nietolerancję na słońce, jednak to nie jest argument.
Argumentem przesądzającym
natomiast jest to, że w konwencję wampira wpisany jest Debussy, wytworny strój,
blada skóra, książka w dłoni lub miecz (prawie nigdy broń palna), pewien rodzaj
ogłady towarzyskiej i rozbuchana seksualność.
- namiętnymi kochankami
Niemal w każdym utworze im poświęconym 1000 letnie
potwory ulegają wdziękom ślicznych panienek koło 18. I te panienki robią z
nimi, co chcą.
Czy ktokolwiek z nas oglądałby filmy lub czytał powieści o strasznych
krwiopijcach pozbawione wątku miłosnego? Bez porywów serca, długich spojrzeń w
oczy i ostatecznej przemiany złego w "uległą bestię", która pod
wpływem przemożnego uczucia, ze wstydem chowa kły.
Zombie tego nie robią.
Nigdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz