Kanały
Po mieście prowadziły nas kręte uliczki i urocze mosty rozpięte nad kanałami. To właśnie przez ich obecność nazywano Brugię „flamandzką Wenecją” co zupełnie według mnie nie odpowiada rzeczywistości, ale jak mówili starożytni: de gustibus non est disputandum. Odrzucając porównania z Włochami, dostajemy stare mieszczańskie kamienice (często z podwórzami) przycupnięte nad wodą.
Czerwień cegieł czy kamiennych fundamentów połączona z zielenią stanowi o uroku tych kanałów, nad którymi gdzieniegdzie znajdziemy romantyczne restauracje czy kawiarnie. W murach odkryjemy niewielkie drzwiczki świadczące o tym, że mieszkańcy na co dzień korzystali z sieci dróg wodnych. Ogólnie kanały w mieście można podzielić na dwa rodzaje: wewnętrzne, których głębokość nie przekracza 2 metrów oraz zewnętrzny, po którym już mogą pływać większe łodzie.
Właścicielka
hotelu opowiadała nam, że jeszcze do niedawna woda w kanałach wewnętrznych
zamarzała, tworząc najlepsze lodowisko na świecie. Gdy tylko zima
zapukała do okien, dzieci wyciągały łyżwy i do późnego wieczora śmigały po
lodzie oświetlonym przez okna domów i iluminacje mostów. Od pewnego czasu
jednak pokrywa lodu jest tak cienka lub wcale jej nie ma, dlatego mieszkańcy
Brugii rokrocznie na wiosnę z rozczarowaniem chowają na strychach niepotrzebne
łyżwy.
Najsłynniejszym z kanałów jest Groenerei[1] przepływający przez samo centrum miasta. Nad nim właśnie znajduje się najbardziej „obfotografowany” widok - zakręt z widokiem na wieżę.
Takich aż do
bólu romantycznych miejsc spotkaliśmy bardzo dużo, jednym z nich było Jezioro Miłości
w parku Minnewater.i w nocy...
Legenda związana z tym miejscem mówi o pięknej ( a jakżeby nie) dziewczynie o imieniu Minna, która była zakochana z wzajemnością w dzielnym rycerzu o imieniu Stromberg. Niestety dzielny ów wojownik pochodził z innego miasta,[2] więc ojciec stanowczo odmówił zakochanej parze zgody na ślub. Co gorsza- znalazł dla córki innego kandydata na męża i zażądał dotrzymania prawa posłuszeństwa. Minna oczywiście nie chciała przyjąć narzuconego narzeczonego i w nocy tuż przed ślubem zwiała z domu. Biegła lasami, unikając ojcowskiej pogoni. Rycerz Stromberg, gdy tylko usłyszał o ucieczce ukochanej, domyślił się dokąd zmierza zdesperowana dziewczyna i wyruszył jej naprzeciw. Spotkali się nad Jeziorem Miłości, ale wycieńczona ukochana zmarła mu w ramionach. Od jej imienia nazwano jezioro, a most nad jeziorem uznano za miejsce magiczne. Każdy zakochany może pocałować tu swoją wybrankę i wtedy jego uczucie zostanie przypieczętowane. Żadna zdrada, zwątpienie ani ohydna codzienność nie wkradną się pomiędzy dwa połączone magią serca. I kiedy patrzy się na Jezioro Miłości, romantyczny mostek, pływające po kanale śnieżnobiałe łabędzie, łatwo w to uwierzyć.
Z tymi łabędziami wiąże się inna legenda. W roku 1488 władze w mieście sprawował w imieniu Maksymiliana austriackiego niejaki Pieter Lanchals[3]. Człowiek bardzo ambitny i zdolny, który z nizin wzniósł się do godności zarządcy Brugii, a później ożenił z córką rycerza i jednocześnie burmistrza. Jego herbem był biały łabędź na czerwonym tle. W czasie wojny pomiędzy miastami flandryjskimi a Maksymilianem Pieter całkowicie popierał arcyksięcia i za to otrzymał tytuł szlachecki. Powierzono mu także dozór nad czymś w rodzaju policji, która miała kontrolować miasto. Znienawidzony przez mieszkańców za swoją surowość od tej pory poruszał się otoczony strażą, co oczywiście nie uchroniło go przed zemstą rodaków. Torturowany i zabity doznał dodatkowego upokorzenia – po śmierci jego ciało wisiało pod dzwonnicą i dopiero później zostało pochowane w rodzinnej kaplicy. Po zwycięstwie Maksymilian szczerze opłakiwał wiernego Pietera, a na miasto nałożył karę – po kres świata mieszkańcy mają obowiązek utrzymywać łabędzie i o nie dbać.
I tylko historia – ta cyniczna demaskatorka przypomina, że ów piękny zakątek służył niegdyś celom o wiele bardziej prozaicznym niż miłosne wyznania. Była to bowiem przystań dla barek i miejsce oddane innym celom – zarabianiu pieniędzy. A smukła wieża, która wyrasta koło mostu, to dawny skład amunicji, a nie miejsce zamieszkania złotowłosej Roszpunki.
Znad Jeziora Miłości poszliśmy wzdłuż kanału w stronę dawnego targu rybnego (Vismarkt), po drodze mijając dwa najstarsze mosty w mieście (Meebrug i Peerdenbrug), aby dotrzeć do Rozenhoedkaai – bez wątpienia najczęściej fotografowanego miejsca w Brugii (niektórzy twierdzą, że nawet w całej Belgii), dawnego bazaru, na którym sprzedawano kwiatowe wieńce (po zmroku miejsce to robi szczególne wrażenie).
A ponieważ uważałem, że warto obejrzeć miasto od strony lądu i wody - nawet jeśli w tym celu musieliśmy przecierpieć stanie w sporej kolejce - udaliśmy się na przystań, by popłynąć płaskodenną łódeczką. Kanały, meandrując, odsłaniały nam kolejne perełki Brugii – pomnik Jana van Eycka, mapę zrobioną z brabanckiej koronki ( stoi w parku rozpięta na stelażu), zielone bulwary i kościół Najświętszej Marii Panny z najmniejszym na świecie gotyckim oknem[4]. Trzeba przyznać, że była to romantyczna wycieczka po- bardzo a propos- Najbardziej Romantycznym Mieście Jakie Można Sobie Wyobrazić.
[1] Zielony
kanał
[2]
Niektórzy twierdzą, że opowieść ta jest tak stara, iż o żadnych miastach i
rycerzach nie może być mowy, a raczej o plemieniu i wojach. Dziewczyna miała
być córką wodza Menapi, natomiast jej wybranek był wodzem sąsiedniego
plemienia. Ale jaka była prawda, któż to wie?
[3] Długa
szyja
[4] Okno ma
około 20 centymetrów wysokości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz