Przede wszystkim Alicante to duże miasto, ale jeśli ktoś lubi wypoczywać w takim miejscu... To trochę tak, jakby się pojechało na wakacje do Gdańska - obie aglomeracje mają nawet porównywalną liczbę mieszkańców.
To, czemu Alicante zawdzięcza swoją sławę, znajduje się na szczycie wzniesienia/ skały/klifu? Benacantill. Zamek świętej Barbary- bo o nim mowa - jest imponujący i rozciąga się z niego fantastyczny widok na całą okolicę. Można - idąc przez starą dzielnicę, Barrio de Cruz, pełną urokliwych domków oraz miejski park- dotrzeć samodzielnie do twierdzy, choć w 40 stopniowym upale, nie jest to najlepszy pomysł, tym bardziej, że można się tam także dostać windą. Zamczysko ma bogatą historię, dawny kartagiński fort przechodził z rąk do rąk rzymian, Wizygotów, Maurów, Kastylijczyków, aby w końcu stać się jednym z najbardziej rozpoznawalnych zabytków na wybrzeżu.
Widać z niego 3 miejskie plaże, port oraz dziwny dom w kształcie piramidy z "ugryzionym" czubkiem.
Aby uczynić Alicante jeszcze atrakcyjniejszym, władze wynajęły znanego projektanta, by zaprojektował i wyłożył Explanade de Espania "milionami" wielokolorowych, marmurowych kostek. Wygląda to owszem, całkiem nieźle, lecz ciekaw jestem, jak się po tym chodzi w czasie deszczu.
Warto się zatrzymać przy budynku Ayunamiento czyli ratusza, który czaruje barokową fasadą, w urokliwym parku, Parque de Canalejas, na końcu esplanady, odwiedzić katedrę, przebudowaną - jak to zazwyczaj bywało- z dawnego meczetu.
A pod koniec wpaść na kolację do którejś z małych, urokliwych restauracji w centrum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz