„- Czemu
akurat czyściec?
- Bo
Czyściec to takie miejsce pomiędzy, jeśli nie byłeś zupełnym g**em, ale za
dobry też nie byłeś. Jak Tottenham… Wierzysz w takie rzeczy?
- W
Tottenham?”
Niedaleko
kościoła Matki Bożej znajduje się duży kompleks złożony z kilku ceglanych
budynków, to średniowieczny szpital św Jana- jeden z najstarszych takich przybytków w
Europie. Pod koniec lat 70 XX wieku przestał pełnić swoją funkcję i
zamienił się w muzeum i –urokliwie zwrócone ku kanałom- centrum kongresowe.
Oprócz dzieł Memlinga (aż 6) znajduje
się tu mocno kontrowersyjna wystawa.
Zgromadzone eksponaty przedstawiają
historię medycyny od XII wieku - wtedy założono
szpital- do czasów nieco bardziej współczesnych, ale wystawione narzędzia
chirurgiczne, lekarstwa ze słynnym bezoarem na czele oraz rysunki
przedstawiające dawne zabiegi budzą prawdziwe ciarki. Zielona lektyka będąca
pierwszą karetka pogotowia każe się zastanowić nad wzrostem i wagą dawnych
Belgów, bo szczerze mówiąc, na pewno bym się tam nie zmieścił, a o przejściu
przez mikroskopijne drzwi nawet nie wspomnę. Każdy zwiedzający, dysponujący
choćby podstawową wyobraźnią, bladł przy – na oko tępych- skalpelach i
szczypcach do usuwania kamieni nerkowych. Rtęć, bursztyny i przedziwne
zasuszone zielska były tylko częścią kolekcji aptecznej, wystarczyło spojrzeć
na małą fiolkę wypełnioną opiłkami rdzy
– przez stulecia wcieranie jej w oko było jedynym sposobem zwalczania zaćmy- żeby poczuć się nieswojo. Po
przejściu tej wystawy każdy z nas wznosił dziękczynne modły za to, że przyszło
nam żyć w XXI wieku, który choć nie jest idealny, przynajmniej potrafi wyleczyć
podstawowe choroby bez uciekania się do wyrafinowanych tortur.
Wytchnieniem po tym koszmarze była część z
dziełami Memlinga – skądinąd przez wiele lat pensjonariusza tego szpitala. Ten
sławny malarz należał do grona XV wiecznych prymitywistów flamandzkich i na
cały świat rozsławił Brugię. Wśród okazałych tryptyków moją uwagę przyciągnął
niepozorny relikwiarz, to jedno z arcydzieł tego muzeum, kapliczka z relikwiami
świętej Urszuli. W sześciu łukowatych panelach- wtedy jeszcze bardzo młody-
malarz zaskakująco subtelnie przedstawił historię świętej. Relikwiarz nie kapie
od ozdób, nie powala także rzeźbieniami, skromny i zachwycający jest
świadectwem kunsztu Memlinga.
Kolejnym
arcydziełem jest Tryptyk św Jana Chrzciciela i św Jana Ewangelisty wykonany w
1479. W centralnym panelu Maria trzyma na ręce małego Jezusa, który wsuwa
pierścień na palec Katarzyny ze
Sieny. Lewy panel boczny pokazuje historię świętego Jana Chrzciciela,
który został ścięty z rozkazu Salome. Po prawej stronie widzimy obraz Apokalipsy
z przepowiedni Jana Ewangelisty.
Tryptyk
Floreins przedstawia z kolei pokłon trzech króli,
a
Dyptyk Maartena van
Nieuwenhovena Marię z dzieciątkiem i rozmodlonego szlachcica – prawdopodobnie
fundatora obrazu. Do tego dochodzi
jedyny zachowany portret młodej dziewczyny pędzla znakomitego Flamanda i mamy
pełny przegląd jego twórczości. Żywe kolory, wspaniały warsztat, doskonała
technika – Memling nie bez powodu cieszy się wielka sławą.
Po kilku godzinach
zachwytów nad oglądanymi dziełami, ponownie wypłynęło to samo pytanie;
-
Gdzie jest Bosch?
Mężczyzna
za kontuarem popatrzył na nas zaskoczony
-
Tutaj?- zapytał – z Memlingiem?
-
Powiedziano nam, że może być na jakiejś wystawie – zacząłem tłumaczyć, ale
facet pokiwał przecząco głową
-Chyba
nigdy go tu nie było – odparł.
-
Wobec tego, gdzie jest? – zapytałem, powoli tracąc nadzieję, że zobaczę to
niezwykłe dzieło w oryginale.
-
W ratuszu – odparł z zaskakującą pewnością w głosie – musi być w ratuszu.
Pobiegliśmy zatem do Stadhuis, obejrzeliśmy
go od dachu po parter i znów nie znaleźliśmy interesującego nas dzieła. Ufni w
kompetencje pań z recepcji zadaliśmy to samo pytanie, co już kilka razy
wcześniej.
- Gdzie jest Bosch?
- A nie ma go? – odpowiedziała jedna
z nich i popatrzyła na nas dziwnie – Powinien być w Groeninge.
-Powinien, ale zniknął- odparłem już lekko poirytowany
- To na pewno jest w muzeum Memlinga.
- Tam też go nie ma.
Obie zaczęły wertować katalogi wystawowe. Według mnie wyglądały na
lekko zaniepokojone.
- Myli się pan – jedna z nich pokazała mi zdjęcie – napisano tu,
że można go obejrzeć właśnie w Groeninge.
Spojrzeliśmy na siebie. Boscha nie było i nikt w całym mieście nie
wiedział, co się z nim stało. Czyżby padł ofiarą zuchwałej kradzieży…
- Zginął wam najsłynniejszy obraz i nie wiecie, gdzie jest? –
jeden z moich towarzyszy najwyraźniej stracił
cierpliwość.
- Mamy jeszcze Van Eycka…
Ręce nam opadły.