Galway[1]
VI
Niestety w Galway nie dostaliśmy
noclegu, bo akurat trwały wyścigi. Zmuszeni poszukać czegoś przynajmniej na
jedną noc – czy tylko mnie się wydaje, że czasem takie zdarzenia popychają nas
w kierunku, jakiego nigdy sami byśmy nie obrali i w ten sposób trafiają się
najlepsze sytuacje w życiu? – znaleźliśmy schronienie w zupełnie innym miejscu …
Connemara
Nie mamy żadnego dobrego zdjęcia z Connemary, nic co można by pokazać zaproszonym na herbatę gościom. Uciekła nam sprzed obiektywów, schowała się za banalnymi pocztówkami niczym leprechauny gdzieś na końcu tęczy. Od tych wakacji, gdy wymawiam Irlandia – widzę Connemarę, słyszę ją w każdym dźwięku celtyckiej muzyki, noszę ze sobą, głęboko. Przypomina mi się w snach, przywołuje do siebie niczym syrena.
Fakty: Connemara
– nazwa pochodzi od plemion zamieszkujących dawno temu tereny nad oceanem
Atlantyckim, wokół Zatoki Kilkieran. Większość
tutejszych ziem jest nieuprawna, część stanowią bagniska oraz góry, powszechne
są też torfowiska. W latach 30 XIX wieku nad tą krainę nadciągnęły ciemne
chmury, potworny huragan zabił wielu ludzi, innych wykończył Wielki Głód,
pozostali uciekli za ocean. Connemara
umarła, ponad połowa ludności opuściła swoje ubogie chatki, by szukać szczęścia
gdzie indziej. W wielu miejscach nadal
straszą ruiny opuszczonych domostw albo wręcz całych wsi.
I prawdą jest także to, że w małym sklepiku na rozdrożu
pomiędzy jedną drogą donikąd a drugą, prowadzącą dokładnie w to samo miejsce, pierwszy
raz w życiu wysłałem kupon na loterię. Sprzedawczyni oznajmiłem ( zupełnie
szczerze)
- Jeśli wygram, kupuje dom na Connemarze.
Chyba mi nie uwierzyła. Od stuleci ludzie stąd uciekają
za pracą, za lepszymi perspektywami, do miast. Niewielu wraca, aby zamieszkać w
jednym z najmniej gościnnych rejonów Europy, tam gdzie rodzą się kamienie…
Tymczasem ja ochoczo, z własnej nieprzymuszonej woli,
zostałbym mieszkańcem krainy, w której do najbliższego sąsiada jest kilkanaście kilometrów. Można zapytać - cóż takiego urokliwego jest
w tym ponurym krajobrazie naznaczonym piętnem przeszłych tragedii?
Nie mam pojęcia.
Może są to chmury gnające nad torfowiskiem albo ich cienie naprzemiennie barwiące
łąki gołębią szarością, może to lekki podmuch
wiatru, który mierzwi kępy wysokich traw wyrastających między wrzosami
lub niewielkie oczka wodne odbijające przez chwilę błękitne niebo. Albo strome
góry na horyzoncie, ocean śpiący u stóp, malutkie zatoczki i kolorowe żagle na
falach. Czym jest Connemara? Dla mnie
pastwiskami otoczonymi kamiennymi murami, na wpół dzikim koniem, który pasie
się puszczony luźno wśród aksamitnych
traw. Pustką i ciszą, miejscem, gdzie przyroda odzyskała swoje włości.
Z okien naszego
pensjonatu nie widać było innych domów, tylko góry, samotne drzewa i
przelatujące ptaki. Gdzieniegdzie płaski, cieniowany brązem krajobraz
przechodził w niskie pagórki zwieńczone skarlałymi, potarganymi przez wiatry
drzewami, rozliczne strumyki cierpliwie rzeźbiły kamienne tunele pod kępami
miękkiej trawy. Tych, którzy szukają ucieczki od cywilizacji, ta zielono-żółta kraina
opuszczona przez ludzi i zapomniana przez boga potrafi zauroczyć dzikością, bo zamiast gwaru i pospiechu
ofiaruje niekończący się spektakl wypełniony grą światłocienia. Jej symbolem jest zdziczały kuc , który słynie z siły i wytrzymałości. Ma wyjątkowo
silne nerwy i wykazuje ogromną cierpliwość.
W deszczu, chłodzie skubie sobie zieloną trawę, a wiatr bawi się jego
grzywą – takim właśnie obrazkiem powitała nas Connemara.
Wbrew pierwotnym
planom zostaliśmy tam dwa dni, tak trudno nam było ją opuścić. Tym bardziej, że
niedaleko od miejsca, gdzie mieszkaliśmy, był przystań skąd kursowały
promy na…
[1]
Irlandzkie miasta są wbrew pozorom( w porównaniu do europejskich aglomeracji)
nieduże, warto sprawdzić przed wyjazdem- czego oczywiście nie zrobiliśmy, czy
nie odbywa się tam jakaś ogólnonarodowa impreza, bo pula dostępnych noclegów
może się okazać zbyt mała (mówię tu naturalnie o tych, w normalnych cenach)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz