Szukaj na tym blogu

niedziela, 3 stycznia 2016

                                                                  Athlone

V

   czyli irl. Baile Átha Luain  -  miasto przy  brodzie Luan,  położone bardzo blisko geograficznego centrum kraju. Od razu po przybyciu turystom rzuca się w oczy okazały zamek, który jest głównym punktem orientacyjnym - Athlone powstało w jedynym miejscu, gdzie dało się przekroczyć rzekę Shannon, następna przeprawa była dopiero w okolicach Clonmacnoise. 



Historia brodu i mostu sięga bardzo odległych czasów. Mówi się, że na miejscu dzisiejszej twierdzy stał  już wieki wcześniej megalityczny szaniec. Pierwszy ( udowodniony) most powstał tu dopiero w XII wieku, rzut beretem[1] od istniejącego współcześnie.  Oczywiście zarówno zamek jak i most były obiektami nieskończonej liczby ataków. Anglonormanowie zamienili ziemną fortyfikację w potężną twierdzę, co wcale nie uchroniło jej przed kolejnymi najazdami. Przysadzisty donżon pochodzi właśnie z wieku XII, reszta wielokrotnie była odbudowywana po zaciekłych atakach ( a to za sprawą rozpowszechnienia się diabelskiego wynalazku – czyli prochu). Twierdza przetrwała niezliczone wojny i dziś nadal strzeże przeprawy przez rzekę Shannon.  Można ją dokładnie obejrzeć z pokładu statku wycieczkowego, rejs obejmuje także żeglugę po największym w okolicy jeziorze  Lough Ree, co więcej można z oferty wybrać sobie Viking rejs – co biorąc pod uwagę burzliwą historie tych ziem, zakrawa na niesmaczną ironię. Wszyscy wiemy przecież, że Irlandczycy błogosławili wichury i sztormy, do boga modlili się o huragany, bo tylko szalona pogoda mogła powstrzymać równie szalonych ludzi pokroju Ragnara – Włochate Portki -Lodbrok`a przed atakami na wyspę.


XIX wieczny kościół świętych Piotra i Pawła utrzymany w stylu klasycyzującym nie zachwyca bogactwem- tak samo zresztą jak większość kościołów irlandzkich. Próżno tu szukać złotych wotów, przedekorowanych ołtarzy lub licznych obrazów znanych nam choćby z polskich świątyń. Przyczyn  takiego stanu rzeczy jest kilka, Irlandia nigdy nie była krajem zamożnym ( w przeciwieństwie do Rzeczpospolitej w jej najlepszym okresie), a to, co zgromadzono wcześniej w kościołach, zrabowali nad wyraz oszczędni protestanci. Poza tym, czytając krwawą historię miast i opactw, które były napadane tak często, że trudno zliczyć ,należałoby się zastanowić, jakim cudem w ogóle został tam kamień na kamieniu.          


W Irlandii przedchrześcijańskiej nie istniały miasta, fundamentem społeczeństwa była wielka, patriarchalna ( choć nie zawsze) rodzina zwana fine. Kilka zjednoczonych rodów tworzyło małe królestwo ( tuath),  one z kolei wchodziły w skład federacji (Leinster, Munster,   Connacht, Ulster), którymi rządzili najwyżsi władcy. Taki podział generował niekończące się spiski, zdrady, napady, chwilowe sojusze oraz wieczne konflikty.  Od VIII wieku Zielona Wyspa znalazła się na celowniku Wikingów, regularne najazdy - pewnego roku do brzegów przybiło jednocześnie 100 okrętów- taktyka spalonej ziemi wraz z lokalną polityką nastawioną na odnoszenie korzyści -według zasady: dam wam krowy, ale zamiast mnie, napadnijcie sąsiada! I mamy kolejne stulecia skąpane we krwi. Część Normanów osiadła w Irlandii i dała się udomowić, innych pokonał wielki narodowy bohater Brian Boru w bitwie pod Clontarf. Po śmierci herosa, jego syna i wnuka na polu bitwy doraźna wspólnota się rozpadła i znowu zaczęto między sobą drzeć koty. Na to wszystko weszli Anglicy i na dobre rozpoczęła się epoka rebelii, zrywów, powstań.  Ponad 1200 lat prowadzenia wojen i nadal w Irlandii można oglądać wspaniałe zabytki, ludność także istnieje, choć szczerze mam wrażenie, że jest na Wyspie więcej Litwinów, Polaków oraz innych przybyszy niż rodowitych mieszkańców ( wydaje się, że od Dublina bardziej irlandzki jest Nowy Jork).  Przynajmniej w takich miejscach  jak Athlone, a szczególnie  Seana Bar -pub zbudowany w roku 900- ocieramy się o  historię wyspy, na której niszczono mosty, palono klasztory, ale chroniono i otaczano szczególnymi względami przybytki sztuki piwowarskiej. Ściany baru są zbudowane z plecionki i wikliny - materiałów modnych w budownictwie średniowiecznym- a prowadzona starannie kronika szczegółowo wymienia wszystkich właścicieli pubu od X wieku.  I co na to mieszkańcy Cork?  W końcu to oni chwalą się, że ich The Gateway Bar jest najdłużej - założono go w 1698 roku- nieprzerwanie działającym barem w Irlandii.  Z żalem opuściliśmy nieco senne Athlone, by udać się do …






[1] Rzut beretem – tu 100 m, ale radziłbym nie przywiązywać się za bardzo do tej odległości. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz