Andaluzja
Część IV
Semana Santa niestety -koniec
W ciężkiej,
mistycznej atmosferze przepojonej oparami kadzideł costaleros maszerują powoli, noga za nogą. Wielu z nich przebywa w
innym świecie, z zamkniętymi oczami, kołyszą się w takt muzyki. Wydaje się, że
nie odczuwają ciężaru spoczywającego na ich ramionach, jakby opiekuńcze anioły
niosły go razem z nimi. Na przedzie idzie prezydent ze złotą laską, za nim drepczą
czujni nadzorcy, którzy pilnują, aby nikt z niosących nie zemdlał. Dbają także
o płynny ruch platformy, co jest szczególnie istotne przy pokonywaniu ostrych
zakrętów.
Nadzorca uderza w
złoty dzwon, procesja przystaje na chwilę. Rozluźnieni costaleros śmieją się,
palą, pozują do zdjęć. Zrobią wszystko, by postronni nie zobaczyli wysiłku,
jaki im towarzyszy podczas niesienia tych dziesiątków kilogramów przez kilka
kilometrów i wiele godzin. Przecież
prawdziwy mężczyzna powinien być twardy oraz niezłomny jak skała. Taki przykład
dają swoim dzieciom, które wpatrzone w swoich ojców niczym w obrazy,
najbardziej na świecie pragną przywdziać kiedyś togę pokutnika. Żadne pieniądze
ani splendory tego świata nie są w stanie zmusić człowieka do tak nadludzkiego
wysiłku, wyłącznie prawdziwa wiara i oparcie w zbiorowości.
Rozlega się kolejny
gong, szepty milkną, muzyka nabiera mocy. Przyklękają w ciszy i wsuwają ramiona
pod potężne bele „pływaków” , jeszcze drugą rękę opierają na plecach „brata”, by wspólnym wysiłkiem, przy rozdzierającym westchnieniu tłumu, podnieść platformę. Emocje potęguje marszowy rytm
wybijany przez bębny, cichnący w oddali śpiew oddziału żołnierzy, przejmujący zaśpiew
flamenco.
Czarne, białe, zielone…
zakapturzone postacie szukają w procesji przebaczenia za grzechy, dedykują swój
trud rodzinie, poświęcają się w ważnych intencjach. Ukryci za maskami ludzie
bez tożsamości opłakują ból i cierpienie Jezusa. To ich jednoczy. W procesji
prezydent, burmistrz, nauczyciel, lekarz czy robotnik są sobie równi, niosą
identyczny ciężar, który rozkłada się równo na każdego z costaleros. Takie jest
główne przesłanie wielkanocnej platformy.
Kaptur uosabia jednocześnie pragnienie, aby znaleźć się bliżej nieba, symbolizuje smukłe cyprysy na cmentarzach, iglice
kościołów, chrześcijańską pokorę.
Żołnierze Hiszpańskiej Legii
Cudzoziemskiej, której dewizą jest hasło„Viva
la muerte” [1] także mają swoją własną
procesję w Wielki Czwartek tak zwaną Traslado del Cristo de la Buena Muerte ",
podczas której wynoszą z kościoła w Maladze krucyfiks, śpiewając hymn Legii
"El Novio de la Muerte "
„Soy un
novio de la muerte
que va a
unirse en lazo fuerte
con tan
leal compañera”
„Jestem poślubiony śmierci
związany z nią mocnym węzłem
jak z lojalnym towarzyszem” [2]
głoszą słowa
porywającej pieśni legionistów. Ich echo pochłania noc i tylko ciężki
kadzidlany zapach świadczy o tym, że przed nami przeszła kolejna procesja.
Warkot bębnów,
krzyki, rozdzierająca saeta, miarowy stukot butów na bruku – te dźwięki we
wspomnieniach będą mi towarzyszyć do końca życia. Tak samo jak obrazy dłoni
zaciśniętych na ramionach towarzyszy, czarnej opaski na oczach jednego z costaleros,
poranionych bosych stóp i człowieka, który będąc członkiem procesji odpłynął w
modlitwie daleko poza ten świat.
Wydaje mi się, że w
Andaluzji udało mi się dotknąć czegoś niezwykle ulotnego, przynależnego do
sfery sacrum – duchowości człowieka. Niewiele jest miejsc, gdzie dziś można
zobaczyć coś równie poruszającego. Zdaję sobie sprawę, że postępująca
laicyzacja prędzej czy później zamieni Semana Santa w rodzaj odpustu dla turystów, lecz jeszcze
na ten moment krwawy odcisk stopy człowieka zostawiony na asfalcie jest
zaprzeczeniem komercji.
Nie ukrywam, że
przemówiło do mnie, gdy z balkonu na drugim piętrze ubrana w czerń niska
kobieta zaczęła śpiewać saetę. Bez mikrofonu, drobna szczupła Hiszpanka
całkowicie zawładnęła naszymi sercami, jej łkanie czy też bardziej zawodząca
skarga rozległa się na przestrzeni czterech ulic. I nagle przestały błyskać
flesze, zapadła kompletna cisza. Mocny, zaskakująco młody głos niósł w noc
opowieść o cierpieniu. Choć nie znam słów, poczułem ciarki na plecach. Nikt nie
rozmawiał, wielojęzyczny tłum wpatrywał się w śpiewaczkę, doskonale rozumiejąc
przesłanie pieśni. W takich momentach czas i świat zatrzymują się w swoim
pędzie uchylając nam drzwi do wieczności.
polecam filmy z Legionem - https://www.youtube.com/watch?v=itFpKscjCms
https://www.youtube.com/watch?v=oeuRoaFZolc
piękna saeta - https://www.youtube.com/watch?v=yfI4Wtn1fX4
https://www.youtube.com/watch?v=R0OkpfhZntY
i wrażenia z Semana Santa - https://www.youtube.com/watch?v=aghNfztsPzg
https://www.youtube.com/watch?v=o-cYsSMmoc4
[1] Niech żyje śmierć
[2] W moim prostym i
niedoskonałym tłumaczeniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz