Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Andaluzja
Część IV
Semana Santa niestety -koniec



   W ciężkiej, mistycznej atmosferze przepojonej oparami kadzideł costaleros maszerują powoli, noga za nogą. Wielu z nich przebywa w innym świecie, z zamkniętymi oczami, kołyszą się w takt muzyki. Wydaje się, że nie odczuwają ciężaru spoczywającego na ich ramionach, jakby opiekuńcze anioły niosły go razem z nimi. Na przedzie idzie prezydent ze złotą laską, za nim drepczą czujni nadzorcy, którzy pilnują, aby nikt z niosących nie zemdlał. Dbają także o płynny ruch platformy, co jest szczególnie istotne przy pokonywaniu ostrych zakrętów.
   Nadzorca uderza w złoty dzwon, procesja przystaje na chwilę. Rozluźnieni costaleros śmieją się, palą, pozują do zdjęć. Zrobią wszystko, by postronni nie zobaczyli wysiłku, jaki im towarzyszy podczas niesienia tych dziesiątków kilogramów przez kilka kilometrów i wiele godzin.  Przecież prawdziwy mężczyzna powinien być twardy oraz niezłomny jak skała. Taki przykład dają swoim dzieciom, które wpatrzone w swoich ojców niczym w obrazy, najbardziej na świecie pragną przywdziać kiedyś togę pokutnika. Żadne pieniądze ani splendory tego świata nie są w stanie zmusić człowieka do tak nadludzkiego wysiłku, wyłącznie prawdziwa wiara i oparcie w zbiorowości.

  
 Rozlega się kolejny gong, szepty milkną, muzyka nabiera mocy. Przyklękają w ciszy i wsuwają ramiona pod potężne bele „pływaków” , jeszcze drugą rękę opierają na plecach „brata”, by wspólnym wysiłkiem, przy rozdzierającym westchnieniu tłumu, podnieść platformę.  Emocje potęguje marszowy rytm wybijany przez bębny, cichnący w oddali śpiew oddziału żołnierzy, przejmujący zaśpiew flamenco.
  Czarne, białe, zielone… zakapturzone postacie szukają w procesji przebaczenia za grzechy, dedykują swój trud rodzinie, poświęcają się w ważnych intencjach. Ukryci za maskami ludzie bez tożsamości opłakują ból i cierpienie Jezusa. To ich jednoczy. W procesji prezydent, burmistrz, nauczyciel, lekarz czy robotnik są sobie równi, niosą identyczny ciężar, który rozkłada się równo na każdego z costaleros. Takie jest główne przesłanie wielkanocnej platformy.            
   Kaptur uosabia jednocześnie pragnienie, aby znaleźć się bliżej nieba, symbolizuje smukłe cyprysy na cmentarzach, iglice kościołów, chrześcijańską pokorę.
Żołnierze Hiszpańskiej Legii Cudzoziemskiej, której dewizą jest hasło„Viva la muerte” [1] także mają swoją własną procesję w Wielki Czwartek tak zwaną Traslado del Cristo de la Buena Muerte", podczas której wynoszą z kościoła w Maladze krucyfiks, śpiewając hymn Legii "El Novio de la Muerte"

„Soy un novio de la muerte
que va a unirse en lazo fuerte 
con tan leal compañera”

„Jestem poślubiony śmierci
związany z nią mocnym węzłem
jak z lojalnym towarzyszem” [2]

 głoszą słowa porywającej pieśni legionistów. Ich echo pochłania noc i tylko ciężki kadzidlany zapach świadczy o tym, że przed nami przeszła kolejna procesja. 



   Warkot bębnów, krzyki, rozdzierająca saeta, miarowy stukot butów na bruku – te dźwięki we wspomnieniach będą mi towarzyszyć do końca życia. Tak samo jak obrazy dłoni zaciśniętych na ramionach towarzyszy, czarnej opaski na oczach jednego z costaleros, poranionych bosych stóp i człowieka, który będąc członkiem procesji odpłynął w modlitwie daleko poza ten świat.
  Wydaje mi się, że w Andaluzji udało mi się dotknąć czegoś niezwykle ulotnego, przynależnego do sfery sacrum – duchowości człowieka. Niewiele jest miejsc, gdzie dziś można zobaczyć coś równie poruszającego. Zdaję sobie sprawę, że postępująca laicyzacja prędzej czy później zamieni  Semana Santa  w rodzaj odpustu dla turystów, lecz jeszcze na ten moment krwawy odcisk stopy człowieka zostawiony na asfalcie jest zaprzeczeniem  komercji.  


  Nie ukrywam, że przemówiło do mnie, gdy z balkonu na drugim piętrze ubrana w czerń niska kobieta zaczęła śpiewać saetę. Bez mikrofonu, drobna szczupła Hiszpanka całkowicie zawładnęła naszymi sercami, jej łkanie czy też bardziej zawodząca skarga rozległa się na przestrzeni czterech ulic. I nagle przestały błyskać flesze, zapadła kompletna cisza. Mocny, zaskakująco młody głos niósł w noc opowieść o cierpieniu. Choć nie znam słów, poczułem ciarki na plecach. Nikt nie rozmawiał, wielojęzyczny tłum wpatrywał się w śpiewaczkę, doskonale rozumiejąc przesłanie pieśni. W takich momentach czas i świat zatrzymują się w swoim pędzie uchylając nam drzwi do wieczności.



polecam filmy z Legionem -  https://www.youtube.com/watch?v=itFpKscjCms
                                            https://www.youtube.com/watch?v=oeuRoaFZolc
piękna saeta - https://www.youtube.com/watch?v=yfI4Wtn1fX4
                       https://www.youtube.com/watch?v=R0OkpfhZntY 
i wrażenia z Semana Santa - https://www.youtube.com/watch?v=aghNfztsPzg                                           
                                         https://www.youtube.com/watch?v=o-cYsSMmoc4

[1] Niech żyje śmierć
[2] W moim prostym i niedoskonałym tłumaczeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz