Andaluzja
Część III
Semana Santa cd.
Moja skromna rada dla tych, którzy chcą
odwiedzić Malagę w czasie Semana Santa – unikajcie
głównych tras. W każdym punkcie informacji turystycznej, kosciołach znajdziecie
mapki z obchodami, dokładne szlaki wędrówek, zapoznajcie sie z nimi... i szybko
zapomnijcie, bo na Alameda Principal nie zobaczycie
nic. Zastawiona trybunami oraz kłębiącym się - chyba na całej długości -tłumem
praktycznie uniemożliwia zrozumienie fenomenu andaluzyjskiego Wielkiego
Tygodnia. Można oczywiście w Ayuntamiento de Málaga – ponoć trzeba to zrobić z
dużym wyprzedzeniem - kupić bilet na owe
trybuny, licząc, że na jednym z balkonów pojawi się sam Antonio, ale to nadal
nie jest duch Semana Santa. Znajdziecie go zupełnie
gdzie indziej. W małych uliczkach, gdzie chwiejace się baldachimy platform
niemal nacierają na ściany kamienic. Przed główną trybuną zwyczajowo costaleros „tylko” podnoszą ołtarz na wyciągniętych ramionach i idą
dalej …
Procesja ma kilka punktów kulminacyjnych,
pierwszym jest moment, gdy platforma opuszcza kościół. Przez specjalnie
przygotowany podest wyprowadza trono piskliwy
dźwięk orkiestry dętej, skupieni mężczyźni, z których każdy na swoich barkach
niesie ciężar około 30
kilogramów , maszerują jednym krokiem. Powoli oczom
widzów ukazuje się ołtarz. Religia i sztuka podają sobie wtedy ręce i ruszają
swoją drogą w pełnej symbiozie. Dlatego szczerze radzę, zapomnijcie o utartych
trasach, poświęćcie całą noc, bo nawet jeśli jesteście ludźmi innej wiary lub w
ogóle niewierzącymi, procesje zrobią na was kolosalne wrażenie. Po zmroku w
oparach kadzideł zaczyna się zupełnie inne Semana Santa. Duchowe i w jakiś sposób całkowicie
niepowtarzalne. Długo dyskutowaliśmy przy lampce wina na ile te procesje są nastawione komercyjne.
Jednym słowem: czy mamy do czynienia z prawdziwym przejawem ginacej już w
Europie głębokiej wiary, czy może zagrywką pod publiczność, a konkretnie pod
walących drzwiami i oknami w tym okresie turystów. Ale to był jeszcze dzień, swieciło słońce,
dopiero później, po zmroku, kiedy
zgubiliśmy się w labiryntach Malagi, znaleźliśmy odpowiedź na to
pytanie.
Semana Santa to niesamowite doświadczenie,
zakorzenione głęboko w tradycji południa, kulturze ludów przemieszanych przez
historię, gdzie wpływy Maurów oddziałują na chrześcijan, a muzyka Cyganów stanowi podwaliny
flamenco.
Zapach
palących się świec, szept oczekującego tłumu, żałobny pisk trąb i zza zakrętu
wychodzą pierwsi nazarenos. Prawdziwi
strażnicy wiary, to oni- zgodnie z postanowieniami soboru trydenckiego- dbają,
by w procesji nie zostały przemycone niepotrzebne elementy lub okruchy pogańskich obrzędów. Anonimowi pokutnicy,
wśród których coraz więcej jest kobiet, bo kaptur skutecznie ukrywa nie tylko
nazwisko, ale również płeć. Niosą długie świece, srebrne laski, ogromne klucze,
czasem ciężkie krzyże.
To nie
radosna parada w dniu świętego Patryka, ale pochód żałobników. Wszystko, nawet ułożenie fałdów płaszcza Matki Boskiej, jest traktowane
z namaszczeniem i śmiertelną powagą. To nic, że za chwilę zobaczymy tych samych
mężczyzn pijących i jedzących kanapki. Bo Andaluzyjczyk ma dwie dusze, jedną
całkowicie oddaje Bogu, drugą zachowuje dla życia. I nie ma w tym żadnej
schizofrenii, rozdwojenia. Smutek nie może być wieczny, a radość niezmącona –
takie jest prawo warunkujące nasze istnienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz