Szukaj na tym blogu

niedziela, 6 lipca 2014

Andaluzja
Część II
Semana Santa cd.


        Wielki tydzień w Andaluzji dosłownie oraz w przenośni zmienia oblicza miast i wsi. Dosłownie, ponieważ kordony policji, bariery i specjalne zapory uniemożliwiają swobodne poruszanie się po centrach miast. Marudni turyści narzekają na utrudnienia w ruchu, ciągłe, wymuszone pochodami platform, postoje, często pozamykane muzea lub sklepy. W Maladze od 16 do pierwszej w nocy przechodzi około 30 procesji. Okolice katedry są całkowicie zablokowane przez tłumy, dojście do wyznaczonego celu zajmuje sporo czasu i wymaga mistrzowskiej orientacji.


       Wędrując po Andaluzji, jakimś niezwykłym zrządzeniem losu zobaczyliśmy wszystkie elementy obchodów Wielkiego Tygodnia. W Rondzie obserwowaliśmy mozolną pracę kobiet i mężczyzn z  hermandades próbujących nadać platformom ostateczny błysk. W ciszy i skupieniu, małymi pędzelkami odkurzali bogate ornamenty, nakładali nowe płatki srebra na spękane wzory. Praca wręcz jubilerska, bo platforma musi olśniewać. Jej wygląd jest zasługą ludzi, którzy bez wahania poświęcają swój wolny czas na rzecz pracy dla kościoła i zbiorowości. Przez chwilę nawet im pozazdrościłem życia w głębokiej wspólnocie, ponieważ mają cel, jednoczącą ich tradycję i głębokie poczucie misji.
   Tego dnia w dawnym meczecie panował niemal półmrok rozświetlony jedynie małymi lampkami pracujących członków cofradías, dla turystów robiono wyjątek i zapalano górne światła. W ich blasku można było zobaczyć oprócz samego wnętrza pierwszą fazę przygotowań do procesji, idealnie wyprasowane stroje nazarejczyków już czekały na krzesłach, dziesiątki smukłych świec ustawione w karnych szeregach spoczywały przed ołtarzem, setki kwiatów stały w wazonach, część przygotowana do dekoracji, inne przeznaczone na kosze płatków, którymi skąpane będą ulice. Atmosfera oczekiwania, ale pozbawiona gorączkowego napięcia – w końcu cały rok pucowano oraz trenowano każdy element procesji.


   W Maladze przed południem dane nam było zobaczyć pielgrzymkę dzieci i młodzieży z poszczególnych bractw. Rozczulająco wygląda trzylatek w stroju nazarenos – długiej szacie i spiczastym kapturze lub specjalnej, układanej na włosach aksamitnej kapie. Te procesje wyróżniają się charakterem, są mniej podniosłe, a grana przez orkiestry muzyka – przynajmniej tak mi się wydaje – bardziej skoczna. Weselsza.
   Tronos ( ich waga może dojść do 4,5 tony) pojawiają się wieczorem. W kościele św. Pawła mieliśmy okazję zobaczyć obie platformy z bliska- są rzeczywiście ogromne. Błyszczące od kutego srebra, osadzone na potężnych, drewnianych „pływakach” przedstawiają – w zależności od regionu- całe sceny męki Jezusa lub pojedyncze figury. Stroje postaci, szczególnie bogato haftowane płaszcze Matki Boskiej, odpowiadają kolorom bractwa i same w sobie są często dziełem sztuki.
  Procesja, którą widzieliśmy tym razem w Marbelli, rozpoczęła się tak naprawdę wiele godzin wcześniej. Do stolików w kawiarni na Plaza del los naranjos ( Placu pomarańczy) zaczęli się schodzić główni aktorzy przyszłego przedstawienia. Oraz kobiety...


  Ubrane w czarne, wąskie suknie z upiętymi na peinetas[1] żałobnymi mantylami[2], w koronkowych rękawiczkach i z pełnym makijażem wyglądały zjawiskowo. Najstarsza z nich,  olśniewająca urodą i gracją doña była mocno po 60 ( jej przeszłość znaczył zapewne szlak połamanych ze szczętem męskich serc) i na wysokich obcasach przeszła cały szlak procesji, sporo ponad 4 godziny. Młodsze dziewczęta o czarnych oczach w oprawie nieziemsko długich rzęs, figurach, przy których anorektyczne modelki powinny płakać z żalu za utraconą kobiecością, robiły na męskiej części widowni piorunujące wrażenie. Nic to, że odziane w żałobną czerń, powinny być ucieleśnieniem skromności – okazało się, że skutek był wręcz odwrotny. Spływająca z kruczoczarnych włosów koronka, suknie zapięte po samą szyję nie były w stanie ugasić płonącego w oczach ognia. Tej nocy każda była Carmen i wszyscy byli pod ich całkowitym urokiem. Kobiety w tradycyjnych strojach wprowadzają ołtarz Matki Boskiej, przed nimi przechodzą żołnierze lub zespoły muzyczne zorganizowane przy hermandades.


  Celem orkiestr wygrywających marszowe utwory jest nadanie rytmu krokom costaleros, ale nie tylko... Jak tłumaczyła swojej córce stojąca obok nas Hiszpanka, wybijany na bębnach dźwięk odpowiadał biciu ludzkiego serca. Stojący blisko widzowie mogli to dokładnie odczuć we wnętrzu własnego, rezonującego tułowia. Mocne uderzenia: bum jedna noga, bum – druga, synchronizowały krok maszerujących z biciem serc widzów. Platforma, kołysząc się na boki, unoszona na ramionach wiernych, ruszyła w swój coroczny obchód.



[1] Peinetas -wysokie grzebienie flamenco wpinane długimi zębami w kok, często utrzymuje się na nich mantyla. 
[2] Mantyla lub mantylka – odmiana welonu lub szala zarzucanego na głowę i ramiona, wykonana z koronki. Mantyla przytrzymywana jest na włosach przez wysoki kok z tyłu głowy oraz ozdobny grzebień i starannie drapowana na ramionach. Mantyle są bardzo kosztowne i często przekazywane w linii żeńskiej z pokolenia na pokolenie. Źródło Wikipedia. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz