Wyspa Achill
XI
Po krótkim
odpoczynku w Westport, udaliśmy się na największą Irlandzką Wyspę – Achill.
Połączona z lądem za pomocą obrotowego mostu jest miejscem, które każdy
szanujący się DPL musi odwiedzić. Mimo niezwykle ciężkiego klimatu wyspa
zamieszkana była od czasów neolitu, teraz większość domów jest nowych i
tylko gdzieniegdzie straszą opuszczone
wioski. Wyspa wciąż, niezmiennie od lat, przyciąga turystów, pragnących
posmakować porywistego wiatru, czy widoku jednej z najpiękniejszych irlandzkich
plaż.
Nie
da się ukryć, że mieliśmy okazję na własnej skórze przekonać się jaki wpływ ma
Ocean Atlantycki na pogodę. Gdy udało nam się dotrzeć do pierwszego celu- Keel
Beach, położonej w niezwykle malowniczej zatoczce, przywitał nas huraganowy
wiatr i deszcz (co oczywiście nie przeszkodziło kilku śmiałkom w pływaniu, nie
zwracali oni uwagi także na lodowatą wodę i szalejący sztorm). Nas pogoda
skutecznie pogoniła z plaży.
Trzeba
jednak przyznać, że położenie plaży w Keel, z jednej strony zamkniętej oceanem,
z drugiej ograniczonej jeziorem, z górującym szczytem Slievemore, strzegącym
dostępu do zatoki, robi niezwykłe wrażenie, szczególnie, że droga prowadząca do
miejscowości, pozwala w pełni delektować się roztaczającym się widokiem.
Zanim
zdążyliśmy odjechać z plaży, wyszło słońce, wiatr przewiał stalowe chmury i
nagle pogoda całkowicie się zmieniła. Nas jednak gonił czas, trzeba było ruszać
w stronę kolejnej plaży Keem Beach, znajdującej się w jeszcze bardziej
malowniczej zatoczce, otoczonej ze wszystkich stron górami. Dojazd tam
nastręcza sporo problemów. Droga wije się zboczem, nad samym oceanem, nie
pozostawiając kierowcom marginesu na popełnianie jakichkolwiek błędów.
Niewątpliwym plusem są jednak zapierające dech w piersiach widoki. Zresztą na
całej trasie Wild Atlantic Way, która ma niebagatelne 2.500 km, mamy możliwość
podziwiania niezwykłej walki jaką toczy ląd z oceanem. Rzeźbiona przez
tysiąclecia linia brzegowa zachodniej i północnej Irlandii, pocięta jest
licznymi zatoczkami, wysepkami wyrastającymi wprost z wody oraz klifami. Jest
to miejsce, które pokochają zarówno miłośnicy gór jak i morza. Miejsce styku
nieokiełznanej siły z ziemią zdecydowaną trwać „mimo wszystko”. Naocznie mamy
możliwość podziwiania skutków tej odwiecznej walki skondensowanej w jednym z najpiękniejszych
możliwych miejsc na naszej planecie. I tak w końcu dotarliśmy do plaży Keem
Beach (przywitała nas tabliczką z sylwetką rekina i ostrzeżeniem, że żarłacze
pojawiły się w tutejszych wodach), leżącej głęboko w dolinie i będącej
przeciwieństwem siostrzanej Keel.
Zamknięta szczelnie pomiędzy schodzącymi niemalże pionowo zboczami gór, wydaje
się kompletnie dzika i zapomniana. Nie zmienia to jednak faktu, że należy do
najpiękniejszych plaż w całej Irlandii, a jej położenie przyprawia o zawrót
głowy. By w pełni docenić piękno tego miejsca, warto wdrapać się na pobliski
szczyt. Irlandzkie góry są jednak trudnym wyzwaniem nawet dla wytrawnych
wspinaczy, choć nie należą do wysokich, ich ukształtowanie przez wiatry i ocean
sprawia, że są strome i śliskie.
Szczególnie trudne i niedostępne są te, wyrastające prosto w lodowatych wód
Atlantyku. Nam niestety nie starczyło
czasu na zdobywanie górskich szczytów, stąd nie odwiedziliśmy również
Croaghaun, jednego z najwyższych klifów Europy, który jest wyłącznie dostępny od strony morza lub po intensywnej
wspinaczce z Keem Beach.